I chcieliby, i boją się

Niektóre gminy, jak np. Chojna, mają jeszcze mnóstwo terenów do sprzedaży i władze miasta zacierają ręce, gdy znajdzie się nabywca. Odwrotnie jest w Gryfinie, gdzie wolnych przestrzeni jest jak na lekarstwo i trzeba się zastanawiać, czy sprzedawać, czy pozostawić na potrzeby komunalne. Burmistrz Henryk Piłat jeszcze przed wyborami zamierzał wystawić do sprzedaży sporej wielkości nieruchomość (prawie 2 ha częściowo zabudowanego terenu po byłej betoniarni) - między początkiem ul. Łużyckiej a torami kolejowymi. Stosowną uchwałę rady o przetargu przygotowywano na sesję, lecz były zarzuty ze strony opozycji, że burmistrz chce przed końcem kadencji „coś załatwić” i w rezultacie do sprzedaży nie doszło.

Obecnie wrócono do tematu i w programie sesji 31 marca pojawiła się uchwała o wyrażeniu zgody na sprzedaż tej nieruchomości. Gdy jednak doszło do tego punktu, spór rozgorzał na nowo. Przewodniczący rady Mieczysław Sawaryn zarządził 20-minutową przerwę, podczas której kluby miały uzgodnić stanowiska i ewentualnie dojść do porozumienia. Jednak nic z tego nie wyszło i po przerwie burmistrz wycofał uchwałę z porządku obrad, oświadczając, że prosi klub Inicjatywy Samorządowej, aby przedstawił na piśmie wszelkie wątpliwości dotyczące tego terenu, aby autorzy planu zagospodarowania przestrzennego mogli je wyjaśnić. W kuluarach pojawiały się zarzuty, że nieruchomość nie jest należycie przygotowana do sprzedaży (chodziło m.in. o rozwiązanie dojazdu), a także dyskutowano nad tym, czy sprzedaż jest konieczna, gdy miasto też potrzebuje dla siebie terenów.
(tw)