Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 33 z dnia 16.08.2011

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Kościół na granicy
Nowy wicekomendant
Śmiertelny wypadek na drodze
Kronika wypadków königsberskich
Sztafeta na wyspach
W rocznicę odejścia naszego noblisty
Rowerem na Jasną Górę (2)
Nowy radny w Moryniu
Sport

Sztafeta na wyspach

Zgodnie z zapowiedzią, dziś rozmowa ze związanym z naszym terenem społecznikiem i podróżnikiem Jerzym Chrabeckim, który z międzynarodowymi ekipami niepełnosprawnych przemierza Europę, zaglądając w najodleglejsze zakątki. Tegoroczna, zorganizowana na początku maja trzynasta już sztafeta, odwiedziła trzy największe wyspy śródziemnomorskie: Korsykę, Sardynię i Sycylię oraz fragment Włoch.

„Gazeta Chojeńska”: - Czy, zgodnie z tradycją, tegoroczny etap zaczynaliście od miejsca jego zakończenia w roku ubiegłym?
Jerzy Chrabecki: - Oczywiście. Pojechaliśmy do Monaco i stamtąd do Nicei, aby promem dostać się na Korsykę. Tam byliśmy trzy dni, mając do pokonania 120 km. Jednak samego biegania było dużo mniej (około 30 km), bo teren górzysty, a ponadto infrastruktura drogowa nie taka, jak na stałym lądzie, więc trzeba było większość trasy pokonać samochodami. Korsyka to przede wszystkim wspaniałe, górzyste krajobrazy, urwiste, wżynające się w morze zbocza. Byliśmy oczywiście w Ajaccio, gdzie urodził się i mieszkał w czasach młodości najsłynniejszy Korsykanin - Napoleon Bonaparte. Byłem rozczarowany, bo spodziewałem się dużo więcej. Jakieś to wszystko zaniedbane, jeden z dwujęzycznych napisów na tablicy pamiątkowej był nawet zamalowany. Widać, że o wodza nie dbają ani Francuzi, ani nie są z niego dumni wyspiarze.
Z Korsyki pokonaliśmy tylko wąski przesmyk i znaleźliśmy się na Sardynii. Tam też byliśmy trzy dni. Zobaczyliśmy m.in. słynne, monumentalne warowne wieże obserwacyjne - nuragi. Z Sardynii popłynęliśmy do Palermo na Sycylii. Tam największą atrakcją było wbieganie na Etnę.
- Da się tam wbiec?
- No rzeczywiście nie bardzo, bo końcowe podejścia do kraterów są strome, śliskie i niebezpieczne. Trzeba podchodzić bardzo ostrożnie. Z Etny zbiegaliśmy do Palermo, a potem promem na stały ląd do Neapolu. Gdy tylko dotarliśmy do Neapolu, to dowiedzieliśmy się, że w nocy wybuchła Etna. Śmiałem się, że to od naszego tupania. Mieliśmy szczęście, że nam się udało tam wejść, bo już w następnych dniach droga była zamknięta i nawet wyścig kolarski w pobliżu odwołano.
- To uciekliście z Etny pod Wezuwiusz?
- No tak, nawet biwakowaliśmy pod Pompejami.
- I zapewne zwiedziliście odkopane miasto?
- Oczywiście, bo to jedna z największych atrakcji. Odkryte z kilkumetrowej warstwy popiołu wygląda tak, jakby żyli tam ludzie: małe miasteczko ze sklepami, winiarniami, są zachowane freski, posągi, fragmenty ogrodów, różnych urządzeń. To robi wrażenie.

- A jak wygląda sprawca tego nieszczęścia - Wezuwiusz?
- Tam można podejść do samego końca. Najpierw jest łagodne wejście, a potem krętymi ścieżkami podchodzi się do samego krateru. Wysokość ponad 1200 m, więc widoki ze stożka na Zatokę Neapolitańską są przepiękne. Z Neapolu przebiegliśmy w poprzek na drugie wybrzeże do San Giovanni Rotondo - miejsca kultu ojca Pio. Tam mieszkał i został pochowany.
- To miejsce chyba porównywalne z naszą Częstochową?
- Są dwa sanktuaria masowo odwiedzane. Jedno związane z życiem ojca Pio - gdzie miał swoją celę i został pochowany, a drugie, teraz zbudowane, to cała jego historia, symbole, dokumenty, dokonania. Tam zakończyliśmy tegoroczną sztafetę.
- Ile osób brało udział w tej eskapadzie?
- Mieliśmy sześć zespołów: dwa ukraińskie, dwa polskie, jeden węgierski i jeden czeski. Łącznie 52 osoby.
- Jak byliście przyjmowani? Nie było problemów organizacyjnych?
- Żadnych. Włosi byli super: uprzejmi, zawsze skorzy do pomocy, a policja eskortowała nas wszędzie. Byłem mile zaskoczony. Otrzymaliśmy też list gratulacyjny od prezydenta Włoch Giorgia Napolitano To było bardzo miłe. Nasz prezydent Komorowski też nam przysłał list z tej racji, że mieliśmy dwie polskie ekipy.
- Gdy rozmawialiśmy rok temu, miał Pan w planie też Maltę.
- W rezultacie tam nie byliśmy. Związane to było z kursowaniem promu. Miałem wszystko dokładnie ustalone, lecz nasz prom odwołano, a następny był dopiero za dwa dni, więc musieliśmy zrezygnować. W rezultacie to niewielka strata, bo Malta to maleńkie państewko i bylibyśmy tam tylko dla zaznaczenia swojej obecności.
- Rok 2012 już zaplanowany?
- Tak. Już jestem po objeździe trasy. Ruszamy na Bałkany, aby objechać możliwie wszystkie nowe państwa, potem przez Albanię do Grecji i zakończenie sztafety na krańcu Peloponezu w Kalamacie.
- Zliczył Pan dotychczas przemierzone kilometry?
- Pokonaliśmy już ponad 13 tysięcy km, odwiedzając oficjalnie 214 miast.
- Życzę dużo zdrowia i wytrwałości, aby sztafeta w końcu dobiegła do wschodniego krańca Europy - pod Ural.
Rozm. Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska