Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 39 z dnia 27.09.2011

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Nie ma już Eckiego...
Obwodnice i wały
Zielona energia puka do Chojny
Zadbają o prom
Po angielsku w Widuchowej
Pomost między wczoraj i dziś
Ja kontra Ghana (5)
Tydzień z żurawiami
Sport

Ja kontra Ghana (5)

Od maja w czterech odcinkach prezentowaliśmy zapiski pochodzącej z Kłosowa (gm. Mieszkowice) Agnieszki Mazur, która od sierpnia ubiegłego roku pracowała jako misyjna wolontariuszka w Ghanie. Teraz, po powrocie do Polski, podsumowuje ona swe roczne doświadczenia.

Od czasu, kiedy postawiłam stopę na ziemiach Ghany, minęło 365 dni. Teraz już nie czuję świeżości powietrza po deszczu czy kurzu książek z naszej małej biblioteczki. Dziś zapachy Ghany unoszą się dzięki wspomnieniom, bo rok mojego wolontariatu dobiegł końca.

Happy end?
Koniec lipca. W szkole zadzwonił ostatni dzwonek, zwiastujący wyczekiwane przez naszych podopiecznych wakacje. W Domu dla Chłopców Ulicy w Sunyani jakby tłoczniej, bo od rana nastał czas porządków, segregacji zeszytów i książek, prania ubrań, przygotowań do wyjazdu. Choć ten zbliżał się nieuchronnie, w powietrzu nie czuć było smutku czy nostalgii, raczej oddech, że rok szkolny za nami. Tu powinno nastąpić podsumowanie liczby godzin spędzonych nad książkami, odrobionych zadań domowych, sprawdzonych egzaminów, przeprowadzonych konkursów i znalezionych tam błędów, plastrów przyklejonych na rany czy rozdanej witaminy C. Trudno jednak pisać tak szczegółowe rozliczenie, kiedy nie mówimy o zwyczajnej matematyce. Każda chwila spędzona z chłopakami z Don Bosco Boys Home wydaje się być tak ważnym doświadczeniem, że nie godzi się zamykać jej w liczbach.
Wolontariat misyjny to jednak nie są roczne wakacje w tropikach. Prawda, że każdego dnia mogłam zjeść świeżego kokosa czy pomarańcze prosto z drzewa, jednak nie brakowało mi doświadczeń, które stały się lekcją życia. Segregując tysiące zdjęć, zapisanych na nośnikach cyfrowych, przypominam sobie, jak wiele czasu i energii pochłaniały każdego dnia zajęcia z najmłodszym Erikiem czy Gabrielem, przygotowującymi się do szkoły. Niejednokrotnie odmawiali nam współpracy, nie stosowali się do poleceń, niszczyli materiały przez nas przygotowywane, nie dbali o książki, które dostawali. Czy to zniechęcało? Oczywiście że tak! Każda porażka, którą poniosłam na polu wychowawczym, była surowym zderzeniem z ziemią. Wyzwaniem było jednak podnieść się, by następnego dnia z nową energią i entuzjazmem podjąć kolejne wyzwania. Z drugiej strony gdy Ghana powoli stawała się moją ojczyzną, uczyłam się być z dziećmi, pracować z nimi, odkrywać ich potrzeby. Pokazywałam, jak trzymać ołówek, odróżniać kolory, dodawać, odejmować czy pisać kartkówkę z tabliczki mnożenia. Nie sposób więc opisać radości, odkrywając, że nie było się tam jedynie obserwatorem, a nauczycielem.
Parafrazując słowa z listu św. Pawła do Tymoteusza, mogę napisać, że w dobrych zawodach wystąpiłam, bieg ukończyłam, wiary ustrzegłam.

W kraju nad Wisłą
Jestem już w Polsce i delektuję się każdą chwilą. Czy coś zmieniło się przez ostatni rok? Nazwa kraju, miast, wsi – wszystko jakby takie same, a jednak widziane oczami, które jeszcze niedawno spoglądały na ziemię koloru czerwonego. Nie da się wrócić do ojczyzny i nie zauważyć, jak wiele umyka nam w pośpiechu. Paradoksalnie, im więcej posiadamy, tym mniej doceniamy wartości takie jak wiara, rodzina, przyjaciele, dom, praca. Ghańczycy, których spotkałam na swoich ścieżkach misyjnych, choć materialnie posiadają o wiele mniej, są przepełnieni o wiele większą radością z życia, które prowadzą. Dużo łatwiej przychodzi nam spojrzeć na przechodnia w źle dobranych butach czy koszuli założonej na lewą stronę, niż zapytać smutnej osoby „jak się masz?” lub pomóc kobiecie ponieść zakupy. Takich przykładów mogłabym wymieniać wiele, ale nie narzekania nauczyłam się w Ghanie. To dlatego w moim słowniku postanowiłam zmienić nazewnictwo i tak zamiast „problem” od dziś używam zwrotu „wyzwanie”. Może znajdzie się ktoś, kto podąży tym przykładem?

Od powrotu minęło zaledwie kilka tygodni, a wielokrotnie usłyszałam pytanie: „Czy wracasz?”. Powołując się na słowa jednego z podróżników, odpowiadam: nie można opuścić Afryki, jeśli nie postanowi się powrotu do tego miejsca. Pozostaje mi więc powiedzieć: DO ZOBACZENIA!
Agnieszka Mazur

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska