Kłopot z pamięcią - problem uniwersalny
W czwartek w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Chojnie odbyło się spotkanie promujące książkę „Złodzieje wiary i nadziei”, wydaną w tym roku przez szczecińskie Stowarzyszenie Czas Przestrzeń Tożsamość. Jest ona owocem rozmów Remigiusza Rzepczaka z 15 byłymi więźniami hitlerowskich obozów koncentracyjnych. O książce pisaliśmy już kilkakrotnie, bo wcześniej zorganizowano w różnych miastach cztery podobne spotkania. Chojeńskie było szczególnie interesujące, choć o samej książce rozmawiano niewiele. Stanowiła ona jednak dobry punkt wyjścia do rozmowy o sprawach ważnych i aktualnych zarówno dla Niemców, jak i dla Polaków - zwłaszcza że po raz pierwszy w dyskusji uczestniczyli też goście zza Odry: pastor Justus Werdin z Greiffenbergu i Jochen Schmidt - dyrektor Krajowej Centrali Edukacji Politycznej w Meklemburgii/Pomorzu Przednim. Z polskiej strony uczestniczyli: prof. Jan M. Piskorski z Uniwersytetu Szczecińskiego, Janusz Salamończyk - nauczyciel ZSP w Chojnie, przewodniczący europejskiej organizacji miasteczek Douzelage oraz Remigiusz Rzepczak z Mieszkowic - autor książki. Debatę prowadził Przemysław Konopka - w przeszłości m.in. wieloletni korespondent polskiej prasy w Niemczech. Duszą dyskusji był prof. Piskorski - urodzony mówca i polemista, potrafiący trafnie odnaleźć drugie dno. - Urodziłem się w Szczecinie i zawsze chyba czułem się tu jak u siebie. Mój ojciec, mający endeckie poglądy, też jechał tu jak do siebie, ale dopiero potem uczył się, że to było niemieckie, a Polaków tu przedtem prawie w ogóle nie było - powiedział. - Do pewnego momentu myślałem, że z Niemcami już się rozliczyliśmy. Ale im dłużej żyję, tym bardziej jestem przekonany, że rozliczać się będziemy jeszcze 100 lat. Jednak inne zadanie mają Niemcy, a inne my. Niemcy muszą pamiętać, że zrobili w Europie Środkowej krwawe piekło. A zadaniem Polaków jest pamiętać, że Hitler i Stalin trafili na podatny grunt, bo w Europie wówczas było wiele dyktatur, powszechny antysemityzm i nacjonalizm. Niemcom mamy przypominać, to, co zrobili, a sami mamy pamiętać o tym, co było w latach trzydziestych i że nie jesteśmy odporni na dyktatury - zaznaczył Piskorski. Przypomniał, jak dwa miesiące przed wojną w Polsce protestowano przeciw opinii, że antysemityzm wymyślił Hitler i Niemcy, bo przecież to my, Polacy, wymyśliliśmy antysemityzm!
Niemcy, którzy przeżyli na tych terenach wojnę, zwykle mówią, że nic wtedy nie wiedzieli o obozach koncetracyjnych. Zapytany o tę kwestię dyrektor Schmidt odparł, że każdy, kto miał otwarte oczy i uszy, ten wiedział. Ale w niektórych przypadkach ludzie rzeczywiście mogli nie wiedzieć. Pastor Werdin mówił przy okazji o częstym mechanizmie wypierania z pamięci: ludzie nie chcą tego pamiętać. P. Konopka podał polski przykład problemów z pamięcią: w PRL w działalność opozycyjną zaangażowanych było 5-8 proc. Polaków, a dziś deklaruje to aż 60 procent.
Piskorski dodał: - To nie była wojna Hitlera, jak mówi Erika Steinbach, ale wojna 90 procent Niemców, którzy go popierali. Ale co mogli wtedy zrobić konkretni Niemcy? Kompletnie nic. Hitler na początku aresztował 50 tysięcy osób, skutecznie zastraszając resztę. Musimy też sobie zadawać pytanie, dlaczego Hitlera do 1939 roku podziwiało tylu ludzi w Europie, także w Polsce.
J. Salamończyk, który organizował z młodzieżą wyjazdy do obozu w Auschwitz, dotknął problemu docierania do młodego pokolenia z pamięcią o tamtych wydarzeniach. - Dla młodzieży II wojna i Auschwitz są tak odległe w czasie, jak bitwa pod Grunwaldem - zauważył.
Jedno z pytań publiczności dotyczyło tego, czego niemieckie szkoły uczą o II wojnie. Jochen Schmidt stwierdził, że o czasach nazizmu dużo się mówi i dużo się dzieje. Według niego nie jest tak, że w szkołach nie mówi się prawdy, ale czasem mówi się na skróty albo inaczej rozkłada punkty ciężkości.
Co z pojednaniem polsko-niemieckim? Prof. Piskorski jest pesymistą i twierdzi, że potrzeba na to 100 albo nawet 200 lat. Bardziej optymistyczni byli obecni na spotkaniu politycy: senator Sławomir Preiss i burmistrz Chojny Adam Fedorowicz. Ważne jest, byśmy w porę reagowali na zagrożenia nienawiścią, nacjonalizmem, antysemityzmem. Jak memento zabrzmiała informacja, że w lipcu 1939 roku zaledwie jeden na stu europejskich intelektualistów przewidział, że będzie wojna. Piskorski - mimo swego pesymizmu (lub - jak sam twierdzi - realizmu) - na koniec sformułował konstruktywny i pozytywny apel, dotyczący m.in. rozliczeń z przeszłością: - Nie patrzmy na innych, róbmy dobrze swoje.
|