Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 03 z dnia 17.01.2012

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Młyn z papierami
Stare Łysogórki w Berlinie
Cezary Morawski znów w Chojnie
Senator w Moryniu
O więzieniach, symbolach i narzędziach władzy sądowniczej w dawnej Chojnie oraz strasznej historii komtura z Rurki słów kilka (3)
Dobre tempo w Baniach
Sanctus z ogólnopolskim laurem
Remedium w Zielinie
Zaniedbane pojemniki
Sport

O więzieniach, symbolach i narzędziach władzy sądowniczej w dawnej Chojnie oraz strasznej historii komtura z Rurki słów kilka (3)

Na koniec o najstarszych chojeńskich więzieniach i strasznej historii komtura Wilhelma.

Najstarsze chojeńskie więzienia mieściły się w basztach. Na pewno funkcję taką pełniła Petersilgenturm, która w czasie wojen była miejscem pobytu wartowników i załogi, a w czasie pokoju przede wszystkim więzieniem.

Sławniejsze od niej więzienie i loch mieściły się w Baszcie Prochowej (Pulverturm), zwanej taż Billerbeckturm (stoi do dziś jako część murów obronnych koło platana-olbrzyma). Tę więzienną basztę rozsławił komtur joannicki z Rurki Wilhelm von Holsten, jej najsłynniejszy „lokator”. W nie do końca wyjaśnionych okolicznościach joannici popadli w konflikt z częścią nowomarchijskiej szlachty i Königsbergiem. Hasso von Wedel-Uchtenhagen na czele własnego wojska, mieszczan chojeńskich i chłopów z Barnkowa napadł na Rurkę, obległ joannicki zamek i zdobył go, po czym upojeni sukcesem zwycięzcy dopuścili się ekscesów, zrabowali kościół i uprowadzili stado bydła. Joannici oszacowali straty na ogromną sumę 8 tys. guldenów. Najgorsze było jednak to, że najeźdźcy uprowadzili ze sobą samego komtura, którego ze związanymi nogami wsadzono na konia i pognano do zamku w Stolzenburgu koło Morynia (Mohrin). Zamek ten, którego mury zbudowano z kamieni, stał na jeziorze Morzycko na wyspie, połączonej z lądem groblą. Dziś jeszcze można oglądać nad jeziorem jego ruiny, fragmenty murów, których wysokość dochodzi do 5 m. Komtur Wilhelm spędził tu tylko 5 dni, ponieważ chojnianie postanowili przewieźć go do swego miasta. Rada Miejska, wśród której byli Nikolaus Berlin (burmistrz), Bolle Stendal, Johannes Blume i Konrad Schulze, początkowo potraktowała komtura z rewerencją i jeniec przebywał w domu burmistrza - bardziej pewnie jako gość niż więzień. Potem jednak – znowu nie wiadomo dlaczego – przeniesiono go do lochu w Billerbeckturm (Baszcie Prochowej), gdzie zakuty w łańcuchy za towarzyszy niedoli miał złodziei i morderców oraz ropuchy, węże i robactwo.

Z dawnej komandorii templariuszy i joannitów
w Rurce pozostała tylko kaplica.
W XIX i XX wieku wykorzystywana była jako gorzelnia
W wieży traktowano joannitę strasznie: bito go, opluwano, oblewano wcale nie pięknie pachnącą wodą, ale uryną. Przez pierwsze trzy dni nie dostał nic do jedzenia ani do picia. Potem straże szyderczo pytały, czy papież i kardynałowie przyjdą mu z pomocą. Doznane od königsberczyków cierpienia i zniewagi opisał sam komtur w swej skardze do papieża. Łatwo zauważyć, iż stylizował je na opis męki samego Chrystusa. Po 36 dniach, gdy krewni i przyjaciele poręczyli za niego, komtur został uwolniony pod dziwacznie wyglądającym warunkiem, że jeśli nie dojdzie do pojednania między zakonem a najeźdźcami, z powrotem wróci do lochu. Do pojednania nie doszło, więc nieszczęsny komtur wrócić musiał do swych dręczycieli, którzy znowu na cztery dni wrzucili go do ciemnicy w Baszcie Prochowej, a potem przez Moryń, Mieszkowice (Bärwalde), Boleszkowice (Fürstenfelde) i Kostrzyn zawieźli go do Frankfurtu nad Odrą na sąd. Tu wymusili na nim przysięgę, że gdy go uwolnią, to nie tylko nie będzie dochodził sprawiedliwości na swych krzywdzicielach, ale jeszcze Radzie Miejskiej Chojny i miastu zapłaci 2000 grzywien, a do czasu uiszczenia całej tej kwoty pozostanie w Chojnie. W drodze powrotnej z Frankfurtu do Königsbergu Holstenowi udało się uciec. Pospieszył ze skargą do papieża, do Awinionu. Pod wpływem jego opowieści oburzony papież rzucił klątwę na wszystkich sprawców porwania joannity i napadu na komturię.

Historia Wilhelma von Holstena odbiła się echem w ówczesnym świecie. Na rzecz joannitów interweniował też sam cesarz i król czeski w jednej osobie - Karol IV Luksemburski, który 5 listopada 1375 r. zwołał do Frankfurtu nad Odra specjalny sąd rozjemczy, składający się w równych częściach z przyjaciół obu stron: joannitów i sprzymierzonych z Chojną Wedlów. Ale gdy i to gremium nie było w stanie rozwiązać sporu, cesarz Karol oddał sprawę w ręce biskupa Havelbergu, który 24 marca 1376 r. wydał wyrok. Joannitom miały zostać zwrócone zrabowane dobra (a gdyby nie było to możliwe, uiszczona rekompensata finansowa), chojnianie mieli przeprosić komtura, ufundować wartości 40 marek ornat do kościoła w Rurce, ponadto każdy z oprawców joannity miał mu zapłacić po 100 marek odszkodowania. Komtur ze swej strony zobowiązywał się wyjednać zdjęcie papieskiej ekskomuniki, co uczynił, bo 20 czerwca i 22 sierpnia kuria awiniońska wydała stosowne pisma. Spór ostatecznie został zażegany, co potwierdził też mistrz joannitów Bernd von Schulenburg w wystawionym przez siebie dokumencie, stwierdzając, że wszystkie nieporozumienia zostały wyjaśnione, a krzywdy wyrównane.
Baszta Prochowa, w której więziony był
Wilhelm von Holsten, stoi w Chojnie do dziś
Niegwarantujące bezpieczeństwa sąsiedztwo krewkich königsberczyków musiało jednak niepokoić rureckich joannitów, którzy na wszelki wypadek postanowili przenieść swą siedzibę do bardziej od Chojny oddalonej Swobnicy (Wildenbruch).

Koniec

Joanna A. Kościelna

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska