Kim jest aktor?
Szans na oglądanie na żywo popularnych, znanych z telewizji i filmu warszawskich aktorów, nie mamy często, zwłaszcza w darmowych spektaklach. A taka okazja zdarzyła się 25 stycznia w Centrum Kultury w Chojnie, gdzie w sali widowiskowej w monodramie pt. „Aktor… to aktor… to aktor” wystąpił Cezary Morawski - wykładowca Akademii Teatralnej w Warszawie, związany z renomowanymi stołecznymi teatrami: Współczesnym i Powszechnym. Poza sceną grał zarówno w serialach (słynne „M jak miłość”), jak i w filmach znanych polskich reżyserów (Zanussi, Krzystek). Od paru lat współpracuje z teatrem UBS w pobliskim Schwedt, gdzie 9 marca odbędzie się premiera reżyserowanej przez niego komedii Sławomira Mrożka „Policja”.
|
Sztuka „Aktor… to aktor… to aktor” napisana została przez bośniackiego aktora, reżysera i dramaturga Zijaha A. Sokolovicia. Jest to rodzaj zabawnej, ale jednocześnie ironicznej i gorzkiej wiwisekcji kondycji współczesnego aktora, miotającego się między sztuką przez duże S (która zwykle boryka się z brakiem finansów) a występowaniem w serialach i reklamach (dających aktorowi bez porównania wyższe dochody niż gra w teatrze). Aktorzy są też pod presją znacznej części widzów (zwłaszcza młodych), dla których mogą być rozpoznawalni i znani przede wszystkim właśnie z reklam i niezbyt ambitnych seriali. Nie oszczędza też autor środowiska aktorskiego, o którym my, widzowie, mamy często jeszcze zbyt wyidealizowane wyobrażenie. Z drugiej strony rzadko zdajemy sobie sprawę, jakie są ogromne psychiczne koszty cowieczornego scenicznego przeobrażania się aktora w rozmaite postacie, zwłaszcza takie, z którymi raczej nigdy nie chcielibyśmy mieć do czynienia. Opadnięcie kurtyny nie oznacza, że odtwórca roli może strzepnąć ją z siebie jak kurz z ubrania i żyć spokojnie swym prywatnym życiem.
Chojeńscy tymczasowi aktorzy na scenie obok Cezarego Morawskiego
|
Siłą rzeczy w tak autotematycznym monodramie (Sokolović jest nie tylko dramaturgiem, ale także aktorem) Morawski grał samego siebie. Zdobycie się na dystans do samego siebie dobrze świadczy o nim jako aktorze, a jeszcze lepiej jako człowieku.
Spektakl z założenia miał interaktywny charakter, z zaplanowanym, choć jednocześnie spontanicznym udziałem publiczności, również na scenie. Chojeńscy widzowie chyba dobrze spisali się w tym zadaniu.
Była to jedna z kilkunastu otwartych prób przed planowaną warszawską premierą (dlatego wstęp był wolny).
(tekst i fot. rr)