Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 29 z dnia 17.07.2012

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Jezior mamy mnóstwo, ale kąpielisko nadal tylko jedno
W Widuchowej wykorzystali szansę
Dolina zarasta
Trzcińsko nadal za wiatrakami
Kronika wypadków königsberskich
Ego Vu po pracowitym sezonie
O stare drzewa trzeba dbać. Ale o ludzi też
Premiery i rekordy
Wyszło na piątkę
Sport

Wyszło na piątkę

Z Adamem rozmawiałem już parę razy. Zawsze był świetnym rozmówcą, niezwykle kontaktowym i optymistycznie nastawionym do rzeczywistości. Nieraz zdradzał mi swoje plany, snuł marzenia i - co znamienne - mówił z przekonaniem, że tego dokona. A zrobił wiele, pokonując masę barier, które dla niektórych zupełnie zdrowych chłopców w jego wieku byłyby niemożliwe do przeskoczenia. Adam Jamróz jest niewidzący. Do podstawówki i gimnazjum uczęszczał w Laskach k. Warszawy, a obecnie skończył II klasę Liceum Ogólnokształcącego z oddziałem integracyjnym w Szczecinie. Jest to zwykłe liceum, do którego uczęszczają też uczniowie niepełnosprawni. W jego klasie jest 16 uczniów pełnosprawnych i 4 z różnymi dysfunkcjami. I tutaj największa niespodzianka: Adam został najlepszym uczniem w szkole ze średnią ocen 5,0! Uhonorowano go specjalną szarfą z napisem „Uczeń Roku 2011/2012”. Mało tego, z powodzeniem zaliczył I rok drugiego „fakultetu”, bo wieczorem uczęszcza jeszcze do średniej szkoły muzycznej.

„Gazeta Chojeńska”: - Masz wreszcie luz i teraz możesz poleniuchować w domu.

Adam Jamróz: - Ależ skąd! Za parę godzin (rozmawiamy w dniu zakończenia roku szkolnego) wyjeżdżam do Nowego Sącza na turnus rekreacyjno-rehabilitacyjny, organizowany przez Polski Związek Niewidomych.

- Kiedyś wspominałeś o profesji rehabilitanta.

- Tak i nadal to podtrzymuję, bo nawet zdecydowałem, że na maturze będę zdawał biologię, chociaż jestem w klasie o profilu europejskim i na początku myślałem o geografii.

- Jak to się stało, że jesteś najlepszym uczniem?

- W tamtym roku byłem drugi. Nie zakładałem, że teraz będę najlepszy, ale chciałem mieć średnią, która mnie usatysfakcjonuje. Mogłem być nawet dziesiąty, ale żeby mieć odpowiedni poziom wiedzy. Kończyłem gimnazjum ze średnią 4,9. Wtedy mnie przestrzegali nasi nauczyciele, żeby nie wpadać w euforię, bo w liceum będzie trudniej, że ta średnia spadnie. No ale nawet urosła. Wyszło na piątkę.

- Nie czułeś się napiętnowany jako prymus?

- No nie, ale wiem, że nieraz takich nie lubią.

- A twoje hobby pozaszkolne?

- Nadal pływam, mam załatwione indywidualne treningi na pływalni i kto wie, czy coś fajnego się nie wydarzy. Trener porobił korekty w technice. Lubię pływanie, bo wiem, że to są świetne ćwiczenia na kręgosłup i ogólnie dla zdrowia. A muzyka? Ukończyłem I rok średniej szkoły muzycznej cyklu sześcioletniego. Do egzaminu dyplomowego więc jeszcze droga długa, kręta i wyboista.

- Wierny jesteś instrumentowi?

- Tak. Mam bardzo wymagającą panią od fletu, która wie, czego chce ode mnie. Po egzaminie dyplomowym ukończenia podstawowej szkoły muzycznej wpadłem w euforię i myślałem, że już nic nie muszę robić. Miałem zresztą rok przerwy, bo musiałem wejść w nowe szczecińskie środowisko, zapoznać się z tutejszymi warunkami i bałem się, że gdy dojdą jeszcze muzyczne zajęcia, to sobie nie poradzę. Gdy zacząłem po tej przerwie, to nieraz nie rozumiałem, czego pani ode mnie chce. Wróciliśmy do podstaw. Zresztą na temat moich powrotów i odejść od muzyki to można byłoby książkę napisać.

- To jest harówka.

- Tak, żeby grać na dobrym poziomie, potrzeba sporo wyrzeczeń. Moja pani profesor jest wymagająca i gdy jeden czy dwa dni nie poćwiczę, to już zauważy, bo np. przy szybszym graniu palce nie chodzą – wypadają z obiegu lub dźwięk jest inny, nie ma dobrego ustawienia itp. Fachowiec to wychwytuje. Nieraz potrafi mocno ochrzanić, ale też i zmobilizować do codziennej, systematycznej pracy. Czasem przychodzą takie chwile, że chciałbym tym fletem rzucić o ścianę i powiedzieć, że mam to wszystko w nosie.

Po tym wyznaniu Adam wziął flet do ust i pięknie zagrał „Ave Maria” Schuberta. Powiedział, że to ostatni romans z instrumentem i dopiero w sierpniu zacznie okres przygotowawczy do drugiego roku.

Z Adamem można rozmawiać na dowolny temat. Ma tak szerokie zainteresowania, że aż trudno uwierzyć. Z pasją opowiada o swej edukacji muzycznej, mógłby być ekspertem piłki nożnej, bo z prawdziwym znawstwem analizował mecze mistrzostw Europy. Opowiadał też, jak radzi sobie z dojazdami w Szczecinie. Sam przemierza drogę do szkoły. Do muzycznej jeździ z Wawrzyniaka na Staromłyńską. Nawet remont ronda nie przeszkodził mu w samodzielnym poruszaniu się. Mówi ze śmiechem, że Warszawę i Szczecin zna lepiej niż Chojnę, bo jeszcze nie miał okazji tu pochodzić. Pisząc o wszechstronnych zainteresowaniach Adama, należy wspomnieć, że 2 lata temu wraz z ojcem Andrzejem pokonali z pielgrzymką tandemem rowerową trasę do Częstochowy. Adam wspomina: „Jak nieraz zagapiliśmy się i mocniej podkręciliśmy, to gubiliśmy grupę”. Jednak chyba największym wyczynem był tegoroczny zjazd na nartach z dużego i trudnego stoku o długości 1300 m w Kasinie Wielkiej (rodzinna wieś Justyny Kowalczyk). Mając kontakt tylko kijkiem, z instruktorem poszusowali w dół. „Nogi mi się trzęsły z wysiłku i emocji, ale zjechaliśmy, bo taki był nasz plan, ustalony jeszcze w poprzednim roku” – dodaje. Jak na razie plany realizuje prawie w stu procentach. Już myśli o studiach i przyszłej profesji. Ma całkiem realne plany. Chce uzyskać dyplom muzyka instrumentalisty i rehabilitanta i razem to połączyć, prowadząc zakład muzykoterapii.

Na zakończenie naszej rozmowy chojeński omnibus na życzenie taty ze swadą recytuje fragment II księgi „Pana Tadeusza”. Dykcję ma doskonałą, a ów fragment recytował niedawno podczas występów szkolnego teatru.
Rozm. i fot. Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska