Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 09 z dnia 26.02.2013

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
R. Stec nowym radnym w Chojnie
Owady smakowały
Muzeum w Chojnie bliżej niż kiedykolwiek
Lotniskowe drogi do remontu
Porządki w powiatowej oświacie
Wzlecieć do słońca
Słowiańska po przetargu
W Czelinie Polacy i Niemcy o pierwszym słupie
nad Odrą

Wędkarze kontra rybak
Spotkanie z reżyserką i aktorem
Atrakcyjne Nasze Lotnisko
Pojadą do Brukseli
Sport

Wzlecieć do słońca

Rozmowa z Tomaszem Janickim - prezesem działającego od czerwca ubiegłego roku Stowarzyszenia Lotniczego Stratus w Chojnie

Tomasz Janicki na swej paralotni
„Gazeta Chojeńska”: - Z góry świat wygląda lepiej?

Tomasz Janicki: - Przede wszystkim ładniej. Każde miejsce wygląda z góry ładniej. Wiosną, utopione w zieleni, wygląda bajkowo. Jak jest śnieg to jest bajka i jak zielono - też bajka. No i słońce daje power.

- Jak się zaczęło to chojeńskie latanie?

- Protoplastą był Waldek Jarząb (lata na paralotni od 2004 roku, a rozmowę z nim zamieściliśmy w nr. 20 z 2006 r. - red.). On był tu pierwszy i nas natchnął. Potem zaczął Lucek Barczyk i bracia Gałuszkowie. Ja zrobiłem kurs rok po nich, w 2007 roku. Jak większość ludzi z Chojny, jeździłem po pasie na lotnisku z synem i uczyłem go jazdy samochodem. Waldek, którego wtedy w ogóle nie znałem, wylądował swą paralotnią. Podszedłem, pogadałem chwilę i pomyślałem: „Kurczę, ale bajer, tak sobie polatać...”. Potem widziałem, jak lata mój kolega Lucek. Zacząłem się zastanawiać, czy dałbym radę się wznieść. Na drugi rok zapisałem się na kurs w Szczecinie. Teraz nasze stowarzyszenie ma 22 członków.

- I wszyscy latający?

- Praktycznie tak. Ale w stowarzyszeniu mogą być też ludzie, którzy nie latają. Bardzo chętnie przyjmujemy nowych członków lub pomożemy osobom chcącym zacząć latać, pomożemy wybrać sprzęt. Na ten rok ustaliliśmy wyższą składkę członkowską ze względu na ogrom prac, które robimy na lotnisku. Jesteśmy wdzięczni burmistrzom Chojny i radnym za pomoc. W użyczenie na 15 lat dostaliśmy od gminy dwa hangary, 3 hektary łąki, którą wykarczowaliśmy. Mamy też kilometr betonowego pasa startowego. Po uzyskaniu zgody gminy będziemy chcieli formalnie zarejestrować go jako czynne lądowisko np. dla samolotów turystycznych. Już go oczyściliśmy. Trzeba jeszcze wymalować krawędzie.

- Członkami stowarzyszenia są nie tylko mieszkańcy Chojny?

- Mamy teraz 5-6 osób z Cedyni, dwie z Dębna, po jednej z Witnicy Gorzowskiej, Bań i Piaseczna. Niektórzy latają też na motolotniach i przymierzają się do małych samolotów. Reszta jest z Chojny. Kręci się koło nas więcej osób, ale nie wszyscy są członkami.
Kościół Mariacki w obiektywie Tomasza Janickiego
- Ale w powiecie lata jeszcze więcej?

- W Gryfinie paralotnią lata 6-7 osób.

- Czym się różni lotnia od paralotni i motolotni?

- Paralotnia to jest parasol, zmodyfikowany spadochron, który można zwinąć i wrzucić do worka. Paralotnia z silnikiem, który zakładam na plecy, to nadal jest paralotnia, tyle że z napędem. Motolotnia to sztywne skrzydło w kształcie trójkąta, a pod nim jest wózek. A bez silnika to jest lotnia. U nas dominują paralotnie, bo są tanie. Można kupić używaną z napędem już do 10 tys. zł. Każdy ma raczej swój sprzęt. Także szkolenie jest najtańsze. Na motolotnię trzeba już robić kurs jak na ultralekkie samoloty. Kosztuje ok. 11 tys. zł, a na paralotnię 900 zł.

- Wasze zdjęcia z powietrza robią furorę. Widać tam, że latacie również nad Niemcami. Teraz nie ma już żadnych przeszkód administracyjnych?

- Nie ma, odkąd weszliśmy do Schengen. Przedtem trzeba było zgłaszać taki lot do FIS-u w Gdańsku (skrót od Flying Information Service - Polska Agencja Żeglugi Powietrznej, sprawująca nadzór nad ruchem powietrznym - red.). FIS zgłaszał stronie niemieckiej, że paralotnia przekroczy granicę w pasie nadgranicznym. Teraz już takich wymogów nie ma. Niemcy też do nas przylatują. Mamy z nimi kontakty.

- Realizujecie odwieczne marzenia człowieka o lataniu, i to bez pośrednictwa ogromnych maszyn, jakimi są samoloty. Wyobrażam sobie, że na paralotni przeżywa się latanie bardziej bezpośrednio niż w samolocie, w którym świat widać tylko przez szybkę.

- Tak. W samolocie jest ograniczenie, jest kabina i odczucia są zupełnie inne. Choć mam też ultralekki samolot (teraz robię kurs), który nie ma kabiny. Pilot z pasażerem siedzą jeden za drugim. W czasie lotu odczucie jest takie, że wszystko biorę na klatę.
Moryń widziany z paralotni
- Odczucia to coś bardzo indywidualnego, ale czy w tym, co was ciągnie w górę, można znaleźć jakiś wspólny mianownik dla wszystkich latających?

- Przy pierwszych lotach adrenalina wywołuje dużo strachu. Trzeba się przyzwyczaić do tego stanu nieważkości. Wtedy czujemy się pewnie, choć nie mamy żadnego gruntu pod nogami. I jest już czysta przyjemność przebywania na górze. A jak się nie lata tydzień, dwa czy miesiąc, to brakuje. Raz leciałem nad chmurami przy czerwonym zachodzącym słońcu... Czułem, że chcę lecieć w to słońce... Lecieć i lecieć...
Rozm. Robert Ryss

Bardzo wiele zdjęć z paralotni z widokami naszej okolicy można oglądać na na profilu Stowarzyszenia Lotniczego Stratus na Facebooku

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska