Za co należy winić burmistrza
Burmistrz Chojny na pewno odpowiada np. za to, że jego urzędnicy nie zdążyli przygotować dokumentacji na kanalizację sanitarną przed trwającym właśnie remontem ul. Słowiańskiej (wkrótce więcej o tym). Odpowiada za rozsypujące się zabytki i za sterty śmieci w mieście (w ub. tygodniu na szczęście częściowo uprzątnięte). Za martwe Biuro Promocji i brak polityki informacyjnej. Za to, że część jego pracowników odpowiedzialnych za kulturę staje do niej otworem, ale... nie tym, co trzeba. Za to, że w gminnych placówkach w Chojnie nie próbuje się zatrzymywać młodych, wykształconych i kompetentnych ludzi, choć brak tych kompetentnych jest nieraz dotkliwy. Listę można wydłużać.
Natomiast zarzucanie burmistrzowi, a nawet zapowiadanie referendum odwołujące go za to, że sprzedał działkę w Krajniku Dolnym za 22 mln, to strzał kulą w płot! Włodarze różnych gmin w regionie zazdrościli Chojnie tej transakcji i zrobiliby dokładnie to samo (o czym nieraz sami mówią), gdyby tylko mieli u siebie takie łakome kąski. Który burmistrz nie sprzedałby działki, gdyby do budżetu miało wpłynąć od razu 22 mln zł? I to nie w ratach i nie w ciągu kilku czy kilkudziesięciu lat, ale w pełnej kwocie. Gmina musiałaby dzierżawić ten teren przez dalsze 30 lat, żeby uzbierać 22 mln (miesięczny czynsz wynosił 60,5 tys. zł), co i tak nie jest pewne, bo w długoletnich dzierżawach na pograniczu zdarzały się już przeróżne obniżki, z czego korzystał choćby Setpol.
Z drugiej strony prawdą jest, że tak ogromny zastrzyk finansowy nie jest na razie w Chojnie odczuwalny przez mieszkańców. Jak już kilka razy informowaliśmy, w pierwszej kolejności postanowiono spłacić blisko 6 mln najwyżej oprocentowanych kredytów. Prawie 2 mln przeznaczono na wykup gminnych obligacji. Z informacji skarbnika gminy (pisaliśmy o tym 15 stycznia) wynika, że na wysoko oprocentowanych lokatach bankowych miało być 9 mln, ale jest 4, bo 2 mln wycofano z racji planowanych inwestycji, a 3 mln przeznaczono na zapłatę przychodzących faktur. Niewątpliwie poprawiły się finanse gminy, ale konkretnych inwestycji na razie nie widać.
Referendum jest jednym z narzędzi w demokratycznym państwie, choć niełatwym do zastosowania, bo trzeba zebrać odpowiednią ilość podpisów, a potem osiągnąć wymaganą przepisami frekwencję. Jak często bywa, zamieszana jest tu i polityka: inicjatorzy wymieniają nazwy konkretnych partii, które mają im w referendum pomóc, a i sami od polityki nie są daleko. Reprezentujący protestujących pracowników Setpolu Sławomir Błęcki w 2010 roku był rywalem obecnego burmistrza w wyborach (dostał 3 proc. głosów).
Robert Ryss