Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 33 z dnia 13.08.2013

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Prezydent u nas
Woda łączy coraz bardziej
Moda i wyobraźnia
Muzyka i gotyk
Kwestia perspektywy
Hej Bieszczady! (1)
Konkurs rozstrzygnięty
Groźne pułapki w zaroślach
Sport

Hej Bieszczady! (1)

Corocznie o tej porze grupa rowerzystów z Chojny, Cedyni i innych miejscowości przemierza najpiękniejsze zakątki kraju, poznając jego uroki z pozycji rowerowego siodełka. To prawdziwa turystyka, gdy chłonie się zapachy danego regionu wszystkimi zmysłami, a trudy podjazdów i euforia podczas zjazdów pozostają długo w pamięci. To już siódmy z kolei rajd – chyba wysiłkowo najtrudniejszy i niewątpliwie najtrudniejszy logistycznie, bo dotrzeć w Bieszczady pociągiem z grupą rowerową to sztuka niebywała. W czym problem? Otóż tylko niektóre pociągi zabierają rowery i trzeba szukać karkołomnych połączeń. Z powrotem każdy z nas pobił rekord życiowy długości jazdy, bo z Przemyśla do Chojny wracaliśmy 28 godzin. Niewiarygodne, ale prawdziwe. No cóż – to też przygoda.

Pierwsze wrażenia
To zupełnie inne Bieszczady, niż te, jakie utrwaliły mi się w pamięci trzydzieści parę lat temu, gdy byłem tam po raz pierwszy. Chodzi nie o krajobraz, lecz o infrastrukturę. W zasadzie nie ma starych domostw - wszystko nowe, zadbane, uporządkowane. Duży kontrast w stosunku do ściany wschodniej, którą przemierzaliśmy w roku ubiegłym. Region nastawiony jest na turystykę, lecz turystów niewielu – poza Soliną, którą można porównać do sopockiego mola. Rowerzyści to też rzadkość, szczególnie na ekstremalnych szlakach przez wzgórza i niższe szczyty. Nasza 11-osobowa grupa wzbudzała duże zainteresowanie, szczególnie gdy ktoś rozszyfrował, skąd jesteśmy. Chojna na koszulkach nie była żadnym znakiem rozpoznawczym i dopiero powiedzenie, iż to jest województwo zachodniopomorskie, blisko niemieckiej granicy, powodowało wśród tubylców otwarcie ust w podziwie. Natomiast dużo osób prawidłowo kojarzyło Cedynię. Słynna bitwa pozostawiła trwały ślad. Nawet pewien nastolatek, przejeżdżając obok nas, powiedział do kumpla: - Słuchaj, to tam, gdzie Niemców pobili.
Widok z zapory w Solinie
Kładka na Sanie Witryłów - Ulucz
Wszechobecny San
Zataczając pętlę z Rzeszowa do Przemyśla poprzez Dynów, Sanok, Zagórz, Lesko, Ustrzyki Dolne, kilkakrotnie przekraczaliśmy wijący się San bądź jego drobne dopływy. To bardzo kamienista rzeka, nadzwyczaj płytka o tej porze roku. Nie ma miejsc do kąpieli, a wchodząc, trzeba niezwykle ostrożnie stąpać po śliskich kamieniach. Przy słonecznej pogodzie świetne miejsca na opalanie i moczenie strudzonych nóg. Sporą atrakcją była przeprawa przez kołyszącą się, zawieszoną na dużej wysokości kładkę pieszo-rowerową. Gdy pewnej nocy rozbiliśmy namioty nad rzeką, San szemrał tajemniczo, bo co kilkadziesiąt metrów był jakiś mały wodospad. Miejscowa ludność hoduje kaczki i gęsi, które nieraz kilometrami odpływają od domów i nie zawsze chce się im na noc wracać do domów. Gdyby nie zapora w Solinie, zapewne rzeka byłaby bardziej dzika i atrakcyjniejsza. (cdn.)
Tekst i fot. Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska