Gmina a bezdomne zwierzęta
Oto list, jaki dotarł do naszej redakcji:
27 maja podczas wieczornego spaceru z psem (ok. godz. 19) po lesie w Przyjezierzu, w pobliżu ostatnich zabudowań przy ulicy Letniskowej, na początku lasu, znalazłam cztery małe kocięta. Mają ok. półtora miesiąca, dwa szare i dwa rude. Przez dwie godziny podchodziłam co kilkanaście minut i sprawdzałam, czy nie przyszła do nich matka. Niestety, nie pojawiła się, natomiast koło kociąt zaczęły kręcić się lisy. Wtedy zdecydowałam, że zabieram kotki do domu, gdyż oczywiste było, że nie przeżyją nocy. Następnego dnia rano pojechałam do Urzędu Miejskiego w Moryniu z prośbą o pomoc w zaopiekowaniu się zwierzętami. I tam spotkało mnie wielkie rozczarowanie. Najpierw rozmawiałam z p. Elżbietą Grygorcewicz, która bez rozmowy z burmistrzem nie potrafiła udzielić mi żadnej odpowiedzi. Burmistrz w tym czasie rzekomo był zajęty, więc p. Grygorcewicz obiecała, że do mnie zadzwoni. Nie chciałam długo czekać, więc sama zatelefonowałam do burmistrza, choć nie było to łatwe zadanie. Burmistrz powiedział, że porozmawia z panią Grygorcewicz, a ona oddzwoni do mnie i powie, co postanowili w sprawie kociąt. Początkowo podczas naszej rozmowy burmistrz twierdził, że właściwie nie ma gdzie ulokować zwierząt. Zarówno p. Grygorcewicz, jak i burmistrz nie poinformowali mnie, że w gminie działa Fundacja Pro Equo, współpracująca z urzędem. Ja już wcześniej informacje o tej fundacji znalazłam w Internecie i prowadziłam rozmowy z p. Sandrą z tej fundacji. Zasugerowałam burmistrzowi, że dla kociąt znajdzie się tam miejsce, ale gmina musi dać środki na sterylizację i utrzymanie zwierząt. Wtedy burmistrz powiedział, że oczywiście możemy tak zrobić, gdyż on nigdy fundacji nie odmówił pomocy. Po chwili diametralnie zmienił zdanie i powiedział, że powinnam w chwili znalezienia kociąt powiadomić kogoś z urzędu (nierealne, ponieważ były to już godziny wieczorne) lub zawiadomić policję. Na koniec powiedział, że porozmawia z p. Grygorcewicz i skontaktują się ze mną.
I faktycznie, p. Grygorcewicz zatelefonowała do mnie, oznajmiając, że skoro ja znalazłam te koty, to automatycznie stałam się ich właścicielką i najlepiej, żebym zaniosła je tam, gdzie je znalazłam. Dodam tylko, że do Przyjezierza przyjechałam na kilka dni z Bydgoszczy w celach rekreacyjnych. Na szczęście dobra dusza - pani Sandra przyjechała i zabrała kocięta do siebie, a ma ich teraz aż 21, nie wymieniając innych zwierząt.
Jestem zbulwersowana stanowiskiem urzędników w tej sprawie. Dla mnie jest to niezrozumiałe. W końcu gmina otrzymuje środki na wypadek takich sytuacji. Od dawna już pomagam zwierzętom, naszym małym przyjaciołom, ale nigdy nie spotkałam się z taką znieczulicą, jak u urzędników w Moryniu. Pomogłam już wielu psom znaleźć nowy dom lub te niechciane umieszczać w schronisku albo w domu tymczasowym. I wtedy dalej niosę im pomoc.
Mam cichą nadzieję, że mój list pomoże w przyszłości kolejnym bezdomnym, a pracownicy urzędu znajdą w sobie trochę serca i chęci w niesieniu pomocy tym bezradnym stworzeniom.
Magdalena Lubarska