Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 22 z dnia 03.06.2014

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
25 lat wolności
Powyborcze notki
Pieniądze na zabytki
A jednak można!
Muzyka i przyroda
Mammografia w Godkowie i Chojnie
Program Dni Chojny
Moryński WOPR już działa
Jedziemy dla Artura
Gmina a bezdomne zwierzęta
Tam Polak z honorem brał ślub (1)
Sport

Tam Polak z honorem brał ślub (1)

Zawsze, nawet w dzieciństwie, gdy słyszałem tę pieśń, odczuwałem dreszcz wzruszenia i trudne do opisania emocje. „Czerwone maki” chyba po raz pierwszy poruszyły moją wyobraźnię w 1956 roku, po tzw. październikowej odwilży, gdy na krótki czas pozwolono śpiewać tę niewygodną dla komunistów pieśń, sławiącą żołnierzy Andersa. Mistrzem dla mnie był Bernard Ładysz, który chrapliwym, mocnym basem śpiewał: „Po tych makach szedł żołnierz i ginął, lecz od śmierci silniejszy był gniew. Przejdą lata i wieki przeminą, pozostaną ślady dawnych dni”.

Widok z cmentarza na klasztor
Autor tekstu Feliks Konarski miał rację. Przeminęły lata, ale ślady pozostały. Gdy po 70 latach od tych wydarzeń szef gryfińskiego Młodzieżowego Ośrodka Sportowego Jan Podleśny powiedział mi, że z okazji tej okrągłej rocznicy organizowany jest bieg pod tę morderczą górę (Monte Cassino), po chwili zastanowienia zdecydowałem, że jadę. Nie była to dla mnie łatwa decyzja, bo biegi górskie są moją piętą achillesową, a za upalną pogodą też nie przepadam. Jednak magia „Czerwonych maków” była silniejsza. W niedzielę 18 maja, dokładnie w 70. rocznicę zatknięcia biało-czerwonej flagi na ruinach benedyktyńskiego klasztoru na wzgórzu Monte Cassino, na Polskim Cmentarzu Wojennym odbyła się podniosła uroczystość. Polacy drugi raz opanowali wzgórze, a czerwone maki znów zrobiły furorę - jako żywe i sztuczne kwiaty przypinane do ubrań, ozdoby grobów poległych żołnierzy czy też śpiewane przez liczne zespoły uczestniczące w uroczystości. Piękne, wzruszające chwile. Dobrze, że tam byliśmy.

W przeddzień, 17 maja odbył się historyczny, międzynarodowy bieg z miasta Cassino pod klasztor z udziałem ponad 1000 osób (głównie Polaków). Mam podwójną satysfakcję: z racji pobytu i z tego, że udało nam się z Jankiem Podleśnym zachęcić parę osób do wyjazdu i startu. Z naszego powiatu we włoskiej batalii uczestniczyli ponadto: Jan Podleśny z synem Tomkiem, starosta Wojciech Konarski z synem Karolem, Jerzy Kołaczyk z Morynia, Marek Mikołajczak z Gryfina oraz mieszkający obecnie w Szczecinie morynianin Wojciech Marciniak z żoną i dwójką dzieci. Dla Wojtka była to wyprawa sentymentalna, bo jego dziadek Władysław był uczestnikiem bitwy pod Monte Cassino. Takich osób było tu więcej. Niektórzy biegali w mundurach swoich dziadków. O idei biegu i zmaganiach na trasie - więcej w następnym odcinku, a dziś kilka wrażeń z uroczystości na Cmentarzu Wojennym.
Harcerze śpiewają „Czerwone maki”
Niech maki już nigdy nie piją polskiej krwi
Czołowymi osobistościami uroczystości byli: premier RP Donald Tusk oraz brytyjski następca tronu (wnuk królowej Elżbiety II) książę Harry. Spośród wielu oficjeli z państw biorących udział w batalii o Monte Cassino ze szczególną atencją przyjęto córkę generała Andersa Annę Marię. Mszę św. sprawował metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz, a homilię wygłosił biskup polowy WP Józef Guzdek, który powiedział: „Niech Monte Cassino zdobią czerwone maki, ale niech już nigdy nie piją polskiej krwi. Ludzkość może postawić tamę wojnie i przemocy jedynie przez poszanowanie przysługujących każdemu człowiekowi praw, w tym prawa do wolności sumienia i wyznania, do własnej kultury i bezpiecznych granic państwa”. Po nabożeństwie zabrał też głos premier Tusk, który - nawiązując do bohaterstwa sprzed 70 lat, uwypuklił wątki naszej niedawnej walki o wolność: „Musieliśmy w to samo uwierzyć, że nie ma tak beznadziejnej opresji, z której naród nie znajdzie wyjścia, jeśli wierzy w swoje święte prawa, prawa do niepodległości własnego państwa i do własnej wolności. Kiedy nasze pokolenie doświadczyło cudu solidarności, zrozumieliśmy, że zdobywamy także swój szczyt”.
Grób generała Andersa i jego żony
Ozdobą uroczystości była liczna grupa harcerzy oraz dzieci i młodzież z polskich (i nie tylko) szkół noszących imię gen. Andersa bądź bohaterów spod Monte Cassino. Było to zarazem ogromne przedsięwzięcie logistyczne, bo przyjechało około 2 tys. młodych ludzi, których trzeba było gdzieś ulokować, nakarmić, zapewnić im opiekę. Byli cierpliwi i dzielni, a lekcji patriotyzmu na cmentarzu i na górze pod klasztorem (gdzie część z nich biwakowała) na pewno nie zapomną. Każdy spośród 1052 spoczywających na cmentarzu żołnierzy miał swego wartownika – harcerza. Cmentarze to smutne miejsca, ale pod Monte Cassino w tym dniu było radośnie. Po oficjalnej uroczystości długo jeszcze na słonecznych alejkach gromadziły się chóry, orkiestry, zespoły wykonujące patriotyczne pieśni. Był to też zlot naszej Polonii, okazja do spotkań, wspomnień. (cdn.)
Tekst i fot. Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska