Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 03 z dnia 19.01.2016

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Orkiestrowe rekordy
Gwiazdy na Włóczykiju
Coś dla smakoszy
Na lekkim rauszu
Odwołanie oddalone
Czego nie warto bronić
Bogaty dar dla muzeum
Pohandlują drogami
Co planują w Moryniu
Sport

Czego nie warto bronić

Po zapoznaniu się z artykułem Michała Gierkego pt. „Czego warto bronić?”, opublikowanym w „Gazecie Chojeńskiej” z 22 grudnia 2015 roku (nr 51-52 - www.gazetachojenska.pl/gazeta.php?numer=15-51&temat=4), chciałbym pokrótce odnieść się do zamieszczonych w nim tez i poglądów autora.


Chrześcijańska kultura Europy „anachronizmem”
Zdaniem autora pojęcie kultury chrześcijańskiej w Europie to „anachronizm”, z czego wywodzi on, że hasło obrony Europy przed światem muzułmańskim jest puste, bowiem czegoś takiego jak chrześcijańska Europa już nie ma. Stwierdzenie to nie wytrzymuje jednak w odniesieniu do Polski zderzenia z rzeczywistością. Przykład pierwszy z brzegu – wszystkie miasta w Polsce przyozdabiane są choinkami (o zgrozo, poza Słupskiem, za publiczne pieniądze!), w urzędach państwowych czy samorządowych organizowane są spotkania wigilijne, a prezydent RP składa życzenia bożonarodzeniowe, cytując tekst kolędy „Bóg się rodzi”, na tle symboli świątecznych. Zdaję sobie przy tym sprawę, że nie w każdym europejskim kraju tak jest. Tylko czy z tego powodu – ślepo zapatrzeni w zmiany zachodzące w Europie zachodniej – powinniśmy tak pochopnie odrzucać setki lat dorobku chrześcijaństwa i jego wkładu w rozwój wszystkich elementów naszej kultury, uznając je za anachronizm?

Uchodźcy, imigranci czy islamscy najeźdźcy?
Jednym z istotnych aspektów debaty, o której wspomniał autor artykułu, jest próba wyjaśnienia, kim są przybysze przybywający do Europy. W mediach określa się ich mianem uchodźców, imigrantów ekonomicznych czy islamskich najeźdźców. Powszechnie wiadomo natomiast, że są to w znakomitej większości mężczyźni w sile wieku, wyznania muzułmańskiego. Skala napływu ludności Afryki i Azji do Europy uniemożliwia ustalenie, w jakim celu każda z tych osób przekracza granice Unii Europejskiej. Pozostaje nam zatem obserwacja ich zachowań. Niestety, obserwacje te nie napawają optymizmem. Już właściwie codziennością są informacje medialne o aktach terroru (także tych udaremnionych) i zabójstwach, atakach na tle seksualnym na kobiety i dzieci (chociażby ostatnie wiadomości z Kolonii, Hamburga czy Stuttgartu), zamieszkach na przedmieściach miast zachodniej Europy, których dopuszczają się przybysze – a to zaledwie kilka skutków napływu ludności Afryki i Azji do zachodniej Europy. Czy tak zachowują się ludzie uciekający przed wojną, szukający przede wszystkim bezpieczeństwa? Dlaczego nie walczą o swoją ojczyznę na miejscu? Dlaczego uciekają setki kilometrów, aby dostać się do Niemiec czy Szwecji zamiast zatrzymać się blisko swojej ojczyzny? Jeśli jest im tak źle w Europie, która „nie szanuje” ich obyczajów, to dlaczego tu przyjeżdżają? Pytania tego rodzaju można mnożyć. Z kim zatem mamy tak naprawdę do czynienia? Na to pytanie każdy z nas musi sobie sam odpowiedzieć.

Pomylenie pojęć
Autor zarzuca Polakom niegościnność i niechęć do przyjmowania przybyszy z Afryki i Azji, tłumacząc to zbiorową amnezją tułaczki wielu tysięcy Polaków, powstałej na skutek wydarzeń II wojny światowej. Nie sposób jednak zaakceptować takiego zarzutu autora. Jestem głęboko przekonany, że w Polsce nadal żywa jest tradycja gościnności. W Polsce doskonale zaaklimatyzowało się wiele osób z Ukrainy (w samym 2015 r. przybyło ich ponad 30 tysięcy), Wietnamu czy Armenii. Studiuje u nas wielu studentów z zagranicy, a w krajobraz społeczny wpisało się funkcjonowanie stowarzyszeń prowadzących współpracę z zagranicą. Zapewne wielu z czytelników „Gazety Chojeńskiej” mogłoby dodać więcej przykładów otwartości wśród Polaków na mieszkańców z innych krajów, z którymi stykają się na co dzień.
Mam jednak silne wrażenie, że to nie „niegościnność” Polaków nakazuje im podchodzić sceptycznie do prób „ubogacania” na siłę obcymi nam przybyszami. Jest to zwykły zdrowy rozsądek. Tylko tyle, a może aż tyle. Dzięki temu do tej pory nie było w Polsce masakr urządzanych przez muzułmanów w Europie Zachodniej. Dzięki temu mogliśmy spędzić Boże Narodzenie i Nowy Rok bez stanu wyjątkowego i żołnierzy na ulicach. Dzięki temu jesteśmy oazą spokoju na mapie Europy, niepotrafiącej wskazać skutecznego sposobu rozwiązania tych wszystkich problemów, powstałych na skutek pomieszania kultur.
A na czym ma polegać ta „bliżej nieokreślona” – zdaniem autora – islamizacja Europy? Odpowiedź jest bardzo prosta. Wystarczy uchylić zasłonę poprawności politycznej, którą media głównego nurtu spuszczają na problemy trapiące kraje Europy Zachodniej. Zdaniem wielu analityków bardzo wysoki przyrost demograficzny ludności muzułmańskiej spowoduje zmianę proporcji ludnościowych w takich krajach, jak Francja, Niemcy czy Szwecja. A co będzie, gdy chrześcijanie staną się mniejszością we własnych krajach? Czy będą oni spotykali się z taką samą tolerancją, jaką otrzymują ze strony Europejczyków? Możliwych scenariuszy wydarzeń jest kilka. Obawiam się, że realny jest ten najgorszy dla autora artykułu (a także dla milionów chrześcijan) – ten, w którym właśnie „świeckość w wymiarze państwowym” – ta najistotniejsza zdaniem autora cecha Europy – będzie anachronizmem. Osobom zainteresowanym tematem islamizacji Europy Zachodniej mogę polecić lekturę książek: „Uległość” M. Houellebecqa czy „Dżihad i samozagłada Zachodu” P. Lisickiego, gdzie temat ten został szerzej opisany.

Ci „syci chrześcijanie”…
W artykule został zamieszczony szereg stwierdzeń, których autor nie uzasadnił. Dając mu szansę na uzupełnienie tych niedociągnięć, chciałbym się dowiedzieć, dlaczego – zdaniem autora – Polacy (uznałem a priori, że to do nich jest adresowany artykuł zamieszczony w języku polskim w polskim tygodniku wychodzącym w Polsce):
- To „syci europejscy chrześcijanie” – jak pogodzić to stwierdzenie z informacjami o zamożności polskiego społeczeństwa? Jak wynika z badań wielu ośrodków statystycznych, tylko połowa Polaków posiada oszczędności, a rezerwy finansowe tych, którzy je mają, wynoszą najczęściej tylko kilka tysięcy złotych. Jakiej wysokości są emerytury i renty, wszyscy dobrze wiemy. Poza tym to właśnie miliony Polaków wyjechało do krajów Europy Zachodniej za chlebem, nie mogąc utrzymać się za pensje oferowane im w kraju. Gdzie są zatem w Polsce ci „syci chrześcijanie” i ilu ich jest, aby określać wszystkich Polaków takim mianem?
- Postrzegają ludność spoza Europy jako tanią siłę roboczą, na pracy której mogą się wzbogacić – niestety, mimo wielu lat podróżowania po Polsce nie zauważyłem wykorzystywania ludzi pochodzących z krajów „trzeciego świata” jako taniej siły roboczej.
- Są odpowiedzialni za zamachy dokonywane poza granicami Polski – nie dziwi mnie, że autor nie podał uzasadnienia tego stwierdzenia. Zwyczajnie uzasadnienia takiego brak!
- Traktują przybyszy spoza Europy jako: „plastyczną masę, którą można dowolnie formować, ujmować w kwoty, rozdzielać i upychać” – tymczasem to rząd Niemiec wymusza na innych krajach UE przyjmowanie obcych kulturowo przybyszów.

Konkluzje
Trudno czynić Polakom zarzut ze sceptycyzmu wobec przyjmowania obcej im kulturowo ludności, która nie szanuje praw, religii i zwyczajów krajów, do których przybywa. Odpowiadając na pytanie będące tytułem mojego tekstu, na pewno nie warto bronić polityki multikulti, która kompromituje się na naszych oczach. A już na pewno nie za cenę utraty chrześcijańskiej tożsamości kulturowej Europy oraz bezpieczeństwa naszej ojczyzny.
Tomasz Zgoda - czytelnik „Gazety Chojeńskiej”

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska