Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 04 z dnia 21.01.2020

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Znów rekordowy Finał!
Zdarzyło się w roku 2019
Ile pieniędzy na ten rok mają gminy i powiat?
Barwne dzieje regionu
Zmarł pan Fortunat
25 lat temu w gazecie: Chcemy niepodległości!
Takie zakazy to czyste marnotrawstwo

25 lat temu w gazecie: Chcemy niepodległości!

„Gazeta Chojeńska”: – Czy Ukraina jest już krajem w pełni niepodległym?

Wołodymyr Priadko
Wołodymyr Priadko: – Formalnie tak, ale w rzeczywistości jeszcze nie. Jesteśmy w trakcie budowy państwa, które potrzebuje wojska, granic, pieniędzy – wszystkiego, czego potrzebuje państwo. Gospodarczo jesteśmy uzależnieni od północno-wschodniego sąsiada. To bardzo utrudnia naszą sytuację. Nie można drażnić zwierza, bo nie chcemy wojny.

– Czy w kraju dominują postawy dążące do pełnej niepodległości?

– Tak. Jasne, że komuniści i ich przyjaciele, a także elementy zrusyfikowane i nieświadome, głowy mają zwrócone tylko na Moskwę. Mają to jakby zakodowane. Nie widzieli świata, nie byli w innych krajach. Ale świadomość przychodzi po trochu nawet i do komunistów, jednak to ciężko idzie. Przeżyliśmy 350 lat niewoli i rusyfikacji.

– Czy Ukraina w swej historii nigdy nie była niepodległa?

– Była, jako Ruś Kijowska, choć Rosjanie uważają, że to ich historia. Na przykład Jelcyn mówi, że Kijów to stara rosyjska kolebka. A przecież historia tak ukraińska, jak i światowa (w tym polska) mówi, że to my, Ukraińcy jesteśmy z tej ziemi i to nasza historia. W Rosji nadal myślą po sowiecku. Szowinizm nawet narasta. Są bardzo rozdrażnieni, że powstają te wszystkie niepodległe państwa. Rosja sądzi, że jak zatrzyma Ukrainę, to się jeszcze nie rozpadnie. A przecież każde imperium kiedyś musi się rozpaść.

„Gazeta Chojeńska” z 14 grudnia 1994


Tak mówił w rozmowie z nami 25 lat temu zaprzyjaźniony z naszą gazetą Wołodymyr Priadko – ukraiński dziennikarz i aktor, mieszkający w Warszawie. Jego słowa nie tylko nie zdezaktualizowały się, ale wręcz odwrotnie: nabierają dodatkowej wagi.


Stefan Zabrowarny
Kto jest Ukraińcem?
Rozmowa z prof. Stefanem Zabrowarnym – wiceprzewodniczącym Stowarzyszenia Ukraińców w Polsce, historykiem i ekonomistą, działaczem społecznym. Pracuje na Uniwersytecie Szczecińskim, ma 65 lat.

„Gazeta Chojeńska”: – Ile osób pochodzenia ukraińskiego mieszka w województwie szczecińskim?

Prof. S. Zabrowarny: – Tego nikt nie wie. Przywieziono 10 tysięcy, ale część wróciła na stare ziemie, szczególnie prawosławni z Podlasia. Poza tym zachodzą procesy asymilacyjne. Dlatego trudno powiedzieć, kto jeszcze jest Ukraińcem, a kto już jest spolonizowany. Ktoś może mówić po polsku, a czuć się Ukraińcem. Język jest trudno zachować.

– Czy są jakieś dane odnośnie ziemi chojeńskiej?

– W 1961 r. prof. [Andrzej] Kwilecki [zmarł w 2019 roku] z Instytutu Zachodniego w Poznaniu sprawdzał liczbę Ukraińców w całej Polsce. W powiecie chojeńskim było ich 33. Późniejszych danych nie ma.

– Czy na terenie województwa szczecińskiego Ukraińcy znaleźli się wyłącznie w wyniku akcji „Wisła”?

– Przeważnie. Ale przyjeżdżali również sami jako ochotnicy jeszcze przed akcją „Wisła”. Choć często jako Ukraińca określano każdego przybysza zza Buga, bo przyjechał z Ukrainy. Poza tym na Polesiu i Podlasiu całe połacie terenu zamieszkiwała tak zwana ludność tutejsza. Tak się ją określało przed wojną w spisach. Ludność ta była nieuświadomiona narodowo. Oni często podawali się za Polaków, żeby móc wyjechać jako repatrianci. Nieraz nie znali nawet języka polskiego. Przyjeżdżali też ukraińskojęzyczni Polacy lub nieświadomi Ukraińcy, a także ludność mieszana.

– Czy na Pomorzu Zachodnim społeczność ukraińska miała charakter otwarty, czy też izolowała się?

– Początkowo ci wysiedleni nie dopuszczali do siebie obcych. Bali się. Ale później, gdy pierwsze lody zostały przełamane, mieszane małżeństwa stawały się coraz bardziej popularne. Zwłaszcza że rozsiedlenie prowadzono według zasady: 1-2 rodziny ukraińskie na wioskę. Jedynie w niektórych wsiach było więcej, nawet z przewagą ludności ukraińskiej, np. w Pustkowie [gmina Rewal], bo zaczęło brakować już wiosek. A w tych wsiach, gdzie były tylko dwie rodziny ukraińskie, to siłą rzeczy żony czy męża szukano w najbliższym otoczeniu. Miłość nie wybiera. Tak dochodziło do małżeństw mieszanych. To jest najkrótsza droga do asymilacji. Przymusowo nie da się jej spowodować. W mieszanym małżeństwie przewagę ma ta strona, której kultura na danym terenie dominuje. Kiedyś sądzono, że inne narodowości asymilowały się z polską kulturą, bo była ona – jak twierdzono – wyższa. To nie jest prawda. Na przykład w Galicji, gdzie była przewaga ludności ukraińskiej, stanowiący mniejszość Polacy asymilowali się do Ukraińców. Były wsie całe ukraińskie i nikt nie sądził, że są tam Polacy. Dopiero podczas reformy rolnej okazało się, że ktoś jest Polakiem, bo tak miał zapisane w metryce. Ale chodził do cerkwi, rozmawiał po ukraińsku, świętował po ukraińsku i nikt nie wiedział, że on jest Polakiem z pochodzenia.

– Gdzie najbliżej Chojny mieszkają Ukraińcy zorganizowani w stowarzyszeniach czy związkach kulturalnych?

– W południowym rejonie województwa nie ma takich miejsc. Największe ośrodki są bardziej na północy: w Trzebiatowie, Ińsku, Stargardzie i Szczecinie. Kiedyś były koła w powiecie pyrzyckim, zaś w Dębnie, Chojnie, Mieszkowicach czy Lipianach nigdy nie było kół.

– A więc mówienie o jakichkolwiek ukraińskich wioskach na tym terenie nie ma uzasadnienia?

– Mogło być tak, że osiedlali się tam ukraińskojęzyczni Polacy albo nieświadomi Ukraińcy, którzy podali się za Polaków, żeby móc wyjechać.

– Jakie są szanse porozumienia polsko-ukraińskiego odnośnie skutków akcji „Wisła? Strona ukraińska ma w tej kwestii pewne postulaty.

– Chodzi o likwidację politycznych, ekonomicznych i kulturalnych skutków tej akcji. Jednym z dotkliwych skutków jest rozsypanie ludności ukraińskiej, co ogromnie utrudnia organizowanie pracy kulturalnej, oświatowej, szkolnictwa. Państwo powinno na przykład organizować zbiorcze szkoły dla dzieci i młodzieży pochodzenia ukraińskiego.

– Spotyka się opinie, że środowisko Ukraińców w Szczecinie jest hermetyczne i nieufne.

– Nie tylko w Szczecinie. Mniejszość ukraińska jest w ogóle zamknięta, co wynika z wielu przyczyn. Choć nie ma już takiego zagrożenia i nacisku jak dawniej, ale jest obawa przed gorszym traktowaniem w szkole, w pracy. Z drugiej strony faktycznie środowisko ukraińskie w Szczecinie nie wychodzi na zewnątrz z różnego rodzaju imprezami. Na przykład przyjeżdża chór z Ukrainy i widownia jest wyłącznie ukraińska. Mało popularyzowane są takie imprezy. Bez tego nie da się nawiązać bliższych kontaktów ani poznać wzajemnie. Bez poznania się obcujemy tylko ze stereotypami.

„Gazeta Chojeńska” z 28 grudnia 1994
(fot. rr)

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska