Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 10 z dnia 03.03.2020

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Dwa szpitale w stanie podwyższonej gotowości
Podróżować jest bosko
Człowiek z Polgolii
Oryginalne pomoce do poznawania regionu
Chcą odwołania wójta
Trupięgi z wideoklipem
Sport

Człowiek z Polgolii

Naszą redakcję odwiedził 26 lutego popularny polski showman, satyryk, dziennikarz, aktor mongolskiego pochodzenia Bilguun Ariunbaatar, znany m.in. z telewizyjnych programów Szymona Majewskiego, z „Tańca z gwiazdami” i z cyklu „Twoja twarz brzmi znajomo”. Jako aktor gra od 2015 roku na deskach Och Teatru w Warszawie w spektaklu Krystyny Jandy „Udając ofiarę”. Urodził się w 1986 roku w Ułan Bator, ale jako jedenastolatek przeprowadził się z rodzicami do Polski. 7 marca wystąpi w Chojnie o godz. 19 w restauracji Ratuszowa z programem „Mongoł stand-upu”.

Bilguun Ariunbaatar

„Gazeta Chojeńska”: – Świetnie pasuje do Pana określenie „człowiek-orkiestra”: występuje Pan jako showman, stand-uper i aktor, który tańczy, śpiewa, zajmuje się dziennikarstwem. Czy w tych wszystkich dziedzinach czuje się Pan jednakowo swobodnie, czy może cały czas szuka swego spełnienia?

Bilguun Ariunbaatar: – Oczywiście każdy szuka spełnienia. Powiedzenie, że człowiek uczy się całe życie i umiera głupi, nie wzięło się znikąd. Ale czuję się dobrze w tym wszystkim, co robię na scenie. Na przykład gdy śpiewam, to się wczuwam w to i oddaję się cały. Z moją twarzą średnio wychodzi śpiewanie smutnych piosenek. Ale sprawia mi to ogromną radość.

– A taniec?

– Z tańcem mam ostatnio mniej do czynienia, chyba że jakiś mongolski balet w rodzaju tupnięcia nóżką. Ale taniec bardzo mnie wznosił. Tyle że w „Tańcu z gwiazdami” tańczyłem z Janją Lesar [słoweńską tancerką i choreografką – red.] , a ona jest mistrzynią. Jak się z nią tańczy, to jakby się latało.

– Wcześniej jeszcze studia.

– Ukończyłem w Polsce studia z reklamy i zarządzania, choć za namową rodziców zacząłem od medycyny. Jest taki stereotyp, że Azjaci chcą zawsze, żeby ich dziecko było albo lekarzem, albo prawnikiem.

– W takim razie Azja jest bardzo podobna do Europy, bo moi rodzice oczekiwali ode mnie tego samego, dodawali do tego jeszcze inżyniera.

– To jest zastanawiające: czy rodzice chcieliby, żeby ich dziecko ratowało życie ludzkie? Nie! Oni po prostu uważają, że to jest elita i chcą, żeby ich dziecko miało dużo pieniędzy i prestiż. Studiując medycynę, byłem trochę takim gagatkiem, np. śmiałem się w prosektorium. Ale później, na bloku operacyjnym, poczułem rzeczywiście, że jest to życie ludzkie. W sumie [porzucając studia medyczne] uratowałem dużo ludzi przed moim niechybnym niechcącym nieuratowaniem. Bo jestem fajtłapa.


– Znakomicie mówi Pan po polsku, bez żadnego obcego akcentu. A przecież przyjechał Pan do Polski jako 11-letnie dziecko. Miał Pan wcześniej styczność z polskim?

– Nie. Wcześniej jedyny mój kontakt z tym językiem był taki, że oglądałem w Mongolii „Czterech pancernych i psa” oraz „Stawkę większą niż życie”. To były u nas dwa megahity za czasów komuny.

– Może więc teraz mówi Pan po mongolsku z polskim akcentem?

– Dokładnie tak jest.

– Naprawdę? Ja tylko żartowałem.

– Naprawdę, zwłaszcza że nie czytam dużo po mongolsku, więc może wyczuwa się u mnie w mongolskim nie tyle inny akcent, ile mniejszy zasób słów. I ciężko jest podrywać dziewczyny albo gadać szczerze z kolegami.

– W Pana scenicznej działalności ogromną rolę odgrywa poczucie humoru. Czy są jakieś różnice między poczuciem humoru azjatyckim a europejskim albo konkretnie między mongolskim a polskim?

– W mongolskim jest bardzo dużo intonacji. W Polsce podkreśla się niecenzuralnymi słowami, a tam tonacją i decybelami. Ale przede wszystkim w Polsce różni ludzie w różnych rejonach mają inne poczucie humoru i podobnie jest w Mongolii. Jednak humor jest na tyle uniwersalny, że zawsze można się dopasować.

– Pytając o humor azjatycki czy europejski, popełniam ogromne uogólnienie, bo przecież Europejczycy są zróżnicowanie, a Azjaci jeszcze bardziej, wszak to przecież największy na świecie kontynent. Ale żeby zacząć rozmowę, trzeba wyjść od tego, co się wie lub słyszało. Na przykład jest taka opinia, że Japończycy nie są skorzy do okazywania emocji. Czy to może dotyczyć też innych Azjatów?

– Rzeczywiście, Japończycy czy Koreańczycy są powściągliwi. My, Mongołowie, jesteśmy wybuchowi. Wbrew pozorom między Polakami a Mongołami jest dużo wspólnych cech. Wydaje mi się, że dlatego udaje mi się to jakoś połączyć i tak lawirować.

– Chciałby Pan jakoś zachęcić naszych czytelników do przyjścia na swój występ w Chojnie?

– Będzie to jakby w pigułce duża część mojego życia, od dorastania w Mongolii przez tę zmianę obyczajowości i moją transformację, spolszczenie, które już jest dosyć mocne. Mogę powiedzieć, że pochodzę z Polgolii. To jest totalny miks. Może Pan nie uwierzyć, ale kiedyś w Polsce byłem łysym dresiarzem. Potem przeszedłem do innej części społeczeństwa, nawet na jakieś celebryctwo. To wszystko robi taką mieszankę, że niektórzy by oszaleli. Co zresztą też mi się zdarzyło, bo przechodziłem depresję. Chciałbym moje życie opowiedzieć w ładny, delikatny sposób, z przymrużeniem oka, w stand-upowej formie rozmowy. Będzie humor, ale i ciekawostki z Mongolii, jeśli ktoś jest ciekaw egzotyki... Która nie jest do końca egzotyką, bo jest bardzo swojska. Albo tylko tak mi się wydaje... Bo najlepiej jest bawiąc, uczyć i uczyć się, bawiąc.
Rozm. i fot. Robert Ryss


Bilety na chojeński występ w przedsprzedaży kosztują 40 zł, a w dniu wydarzenia 60 zł

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska