Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 15 z dnia 08.04.2008

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Prom łączy brzegi i ludzi
Spalarnia bliżej
Dudek zwolniony
IV Festiwal Intymnych Form Artystycznych FIFAart 2008 "Eros i Thanatos"
Kto wygra tym razem?
Afryka nie jest dzika (2)
Sport

Afryka nie jest dzika (2)

Gościnny Sudan

Dziś drugi odcinek rozmowy z podróżnikami - Joanną Bylińską i Bartoszem Skórzewskim, którzy przez 9 tygodni przemierzyli 6 krajów afrykańskich, docierając z Kairu do równikowej Kenii. Joanna powiedziała, że chce w tej rozmowie także obalić pewne stereotypy i mity, jakie utrwaliły się o tym kontynencie. - Afryka dla nas jest mało znana i stąd takie uproszczenie, nieraz nieprawdziwe i krzywdzące. Gdy podczas warsztatów szkolnych zrobiłam wśród dzieci ankietę, pytając, z czym im się kojarzy Afryka, to znaczna część napisała, że z kanibalizmem. To było dla mnie szokujące.

"Gazeta Chojeńska": - Czuliście się tam bezpiecznie?
- W tych rejonach, gdzie byliśmy, to tak. Wiadomo, że jest sporo stref objętych konfliktami, ale tam się nie zapuszczaliśmy.
- Nie mieliście obaw, że na dwoje bogaczy (tak zazwyczaj oceniają białych) jakiś Janosik przyczai się na drodze?
- Pewnych sytuacji należało unikać, żeby nie prowokować losu. Nieraz sami tubylcy nas ostrzegali, żeby np. w nocy nie wychodzić czy nie spacerować po podejrzanych rejonach. W krajach muzułmańskich trzeba było uszanować ich zwyczaje, nie prowokować, nie rzucać się w oczy. Joanna musiała bezwzględnie swój ubiór dostosować do obowiązujących reguł (długi rękaw, nakrycie głowy). Ale ogólnie czuliśmy się bezpiecznie i swobodnie.
- Z Egiptu, który jest rozdeptany przez turystów, wypuściliście się do biednego, ogromnego i pustynnego Sudanu. Jak się podróżuje po takich bezdrożach?

- Komfortu nie ma, bo dróg w znaczeniu europejskim jest bardzo mało i jeździ się utartymi szlakami, które nieraz bardziej przypominają tor motocrossowy niż drogę. Trzeba się dogadywać z kierowcą ciężarówki. Potem siada się z bagażem na wierzchu i jedzie. W nocy trzeba się opatulić, bo jest zimno na pustyni. Tam jeżdżą konwoje, bo w razie awarii można liczyć na pomoc sąsiada. Oczywiście samochód od samochodu jest oddalony o parę kilometrów, aby wzniecany kurz już opadł. Jak widać tuman kurzu, to znak, że coś jedzie. W Sudanie mieliśmy miłe zdarzenie, bo po takiej dłuższej podróży kierowca ciężarówki zaprosił nas do swojego domu. Była to dość duża wioska, gdzie - jak się zorientowaliśmy - mieszkało kilka klanów rodzinnych. Gdy tam dotarliśmy, to oni zaczęli się jakoś dziwnie zachowywać. Kazali nam odpoczywać, iść spać itp. Zrobiło się pusto, wszyscy gdzieś powychodzili. Dopiero po pewnym czasie spostrzegliśmy, że to jest piątek, a więc u muzułmanów dzień modlitwy i wszyscy poszli do takiego domu (meczetu tam nie było) na modlitwę. Potem rozpoczęło się przyjęcie. Było bardzo sympatycznie i wesoło. Nam (oprócz nas było jeszcze dwóch Nowozelandczyków - kompanów podróży) nakryto do stołu, a oni siedzieli na dywanikach na podłodze. Chcieli nas specjalnie ugościć i wiedzieli, że w Europie jada się przy stole. Było mnóstwo ludzi, zaczęliśmy na migi rozmawiać, a chłopaki nawet grali w karty. Przerobiliśmy wszystkie arabskie słówka, jakie w ciągu 2 dni podróży opanowaliśmy na ciężarówce. Ja czułam się jak królewna, bo Sudanki zaczęły chodzić koło mnie, zaplatać włosy. Były miłe i zawsze uśmiechnięte. Bardzo interesowały się tym, co im mogłam przekazać. Koniecznie chciały, żebyśmy zostali u nich dłużej, poczytując sobie za zaszczyt, że przyjęliśmy ich gościnę. O żadnej zapłacie nie mogło być mowy. (cdn.)
Rozm. Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska