Sztuka i życie
|
Nieczęsto bywa tak, żeby sztuka i tzw. wielki świat pojawiły się w życiu zwykłych ludzi na wsi. A zdarzyło się to w przypadku dokumentalnego, 90-minutowego filmu niemieckiego pt. "Cudowny świat białej mocy". Opowiada on o losach trzech rodzin z Widuchowej i Lubicza, których członkowie pracują w wielkiej pralni Fliegel w Nowym Czarnowie pod Gryfinem. Zakład ten obsługuje największe hotele w Berlinie, z których codzienne transporty dostarczają tu do prania pościel, ręczniki, szlafroki itd., by jeszcze tej samej doby odwieźć je czyste z powrotem. Właściciele nie ukrywają, że przyciągnęła ich do Polski tania siła robocza i bliskość elektrowni Dolna Odra, dostarczającej pralni niezbędną w tej branży parę wodną. Pracownicy muszą spełniać surowe warunki, jakie wynikają z kapitalizmu, a patrzący na wskaźniki ekonomiczne i chcący się utrzymać na rynku pracodawcy rzadko zwracają uwagę na problemy osobiste podwładnych. Jedna z bohaterek filmu nie dostaje wolnego na ślub matki. Ale stwierdza, że rodzina jest ważniejsza od zakładu pracy, więc nie przychodzi tego dnia do firmy i porzuca w niej pracę w ogóle.
Hans-Christian Schmid w Gryfinie, obok tłumaczka Ramona Zühlke
|
W piątek na specjalny pokaz "Cudownego świata białej mocy" przyjechał do kina "Gryf" w Gryfinie reżyser Hans-Christian Schmid - mimo młodego wieku jeden z najbardziej cenionych obecnie niemieckich mistrzów kina, znany głównie z wielokrotnie nagradzanych filmów fabularnych, takich jak np. "Światła" z udziałem Zbigniewa Zamachowskiego, "Requiem" czy najnowszy "Sturm". Na pokazie w Gryfinie byli też polscy bohaterowie jego dokumentu, podobnie jak w lutym podczas premiery na Berlinale - jednym z najważniejszych światowych festiwali filmowych. W trakcie kręconych na przełomie 2007 i 2008 roku zdjęć reżyser nie patrzył na nich jedynie przez zimne oko kamery i nie traktował przedmiotowo. Wręcz przeciwnie: zaprzyjaźnił się z nimi i nawet ich potem odwiedził. Zresztą film pokazuje wiele sytuacji z codziennego życia polskich rodzin, np. remont mieszkania, zajmowanie się dziećmi, starania o pracę, wyjazd za chlebem do Londynu, a nawet tradycyjne świniobicie, które staje się symbolem stanowiącym odwrotność globalizacji. - Bo zjedzmy czasem coś naprawdę swojego, gdy na co dzień na całym świecie wszyscy jemy jednakowe fast foody i nosimy chińskie ubrania - słyszymy z ekranu.
Na widowni zasiedli także bohaterowie filmu
|
Po projekcji publiczność miała wiele pytań nie tylko do reżysera, ale i bohaterów filmu. Ale gołym okiem widać było, że udział w tym przedsięwzięciu to dla nich coś ważnego i satysfakcjonującego.
Czym tak naprawdę różni się życie w Widuchowej i Lubiczu od tętniącego dzień i noc życiem wielkiego Berlina? Różnic jest oczywiście mnóstwo. Ale ludzkie problemy i tęsknoty - te naprawdę ważne, te najgłębsze - są wszędzie takie same.
Tekst i fot. Robert Ryss