Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 34 z dnia 22.08.2006

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Niema histeria
Program Dni Integracji Europejskiej... w Chojnie
Templariusze w Chwarszczanach
Kto szuka pracy?
Pielgrzymka sentymentalna
Jak w Chojnie kirkut „porządkowano”
Na pograniczu
Piłka nożna

Kto szuka pracy?

Oficjalne statystyki odnotowują w tym roku rekordowe spadki bezrobocia. Główną przyczyną są masowe wyjazdy młodych ludzi do pracy za granicą. Trendowi spadkowemu sprzyja także ożywienie gospodarcze, chociaż nowe miejsca pracy tworzą się wolniej, niż wynikałoby to z tempa rozwoju gospodarczego. O sytuacji na naszym powiatowym rynku pracy rozmawiamy z zastępcą dyrektora Powiatowego Urzędu Pracy w Gryfinie (filia w Chojnie) Teresą Klisowską.

"Gazeta Chojeńska": - Czy macie rozeznanie co do liczby osób, które podjęły w ostatnim okresie pracę za granicą?
Teresa Klisowska: - Nie mamy takiej statystyki, bo osoba podejmująca pracę nie ma obowiązku zgłaszania, gdzie jest zatrudniona - w kraju czy za granicą. Wiemy, że skala zjawiska jest bardzo duża, szczególnie tu, na naszym przygranicznym terenie, ale nie będę operować konkretnymi liczbami, bo mogłoby dojść do dużych przekłamań. Mamy dane co do ilości szkoleń, ilości osób skierowanych na kursy językowe, ale to nie odzwierciedla rzeczywistego stanu zjawiska.
- Z waszych ofert wynika, że tworzy się rzeczywisty rynek pracy i coś w rodzaju zawodów deficytowych.
- To prawda. Dotyczy to kierowców z pełnymi uprawnieniami, spawaczy, fachowców z branży budowlanej itd. Wciąż robimy szkolenia spawaczy i ciągle ich brakuje. Pracodawcy się już złoszczą, że statystycznie mamy tysiące bezrobotnych, a w rzeczywistości brakuje rąk do pracy. To już problem w branży budowlanej, bo firmy wygrywają przetargi, a nie ma pracowników. Fachowców, którzy masowo wyjeżdżają z kraju, nie zawsze da się zastąpić bezrobotnymi. Jest więc tylko takie wyjście, że firmy muszą im lepiej płacić. To stało się faktem, bo tworzy się krajowy rynek pracy. Nasi - mam na myśli region szczeciński - dostają pracę np. w Poznaniu czy Warszawie i decydują się na wyjazd, bo tam lepiej płacą. Młodzi ludzie uciekają, bo potrafią liczyć. Wracając do emigracji zarobkowej, wiem, że bardzo dużo ludzi wyjechało - do Anglii, Norwegii, Irlandii, Danii (ostatnio bardzo modna), nie mówiąc już o Niemczech. Prawie wszyscy nasi stażyści są za granicą. Jest coraz więcej małżeństw z obcokrajowcami. Masowe wyjazdy na naszym terenie zaczęły się od kursów językowych z norweskiego. Około 120 osób zostało przeszkolonych i wiem, że oni prawie w stu procentach podjęli tam pracę. Osoby wyjeżdżające pociągały po pewnym czasie inne i tak to się zaczęło. Teraz mamy szkolenie grupowe dla opiekunek osób starszych z językiem niemieckim. Jest dużo ofert i kto zechce, to na pewno może po tym kursie wyjechać. Wiadomo, że to jest bardzo ciężka praca, ale jest jakaś szansa i ratunek.
- Wbrew statystykom odnotowującym jeszcze duże bezrobocie, niektórzy twierdzą, że rzeczywistego bezrobocia nie ma. Co Pani na to? Chodzi głównie o osoby zatrudnione na czarno.
- Odnosząc się do sytuacji w naszym rejonie, wiemy doskonale, że jest to teren szczególny. Pobliskie przygraniczne rynki zatrudniają wiele osób, w tym dużo na czarno. Gdyby nie to, bylibyśmy w statystykach wojewódzkich liderem. Natomiast z perspektywy szeregu lat, po obserwacji naszego rynku pracy wiem, że są grupy ludzi, którym jest trudno znaleźć pracę. Chodzi tu szczególnie o kobiety. Nie ma dla nich zatrudnienia, bo firmy poszukują przede wszystkim osób zdrowych, zdatnych do podejmowania ciężkiej pracy fizycznej. W rolnictwie też w większości zatrudnia się mężczyzn. Inna sprawa, że statystyki bezrobotnych są sztucznie pompowane. Armię bezrobotnych napędził nam rok 1999, kiedy była reforma ubezpieczeń zdrowotnych i warunkiem uzyskania świadczeń jest rejestracja w urzędzie pracy. Sądzę, że kroki zmierzające do wyprowadzenia ubezpieczeń zdrowotnych z UP są dobrym pociągnięciem, bo nie byłoby fikcji. Mielibyśmy obraz rzeczywistego bezrobocia i poprawiłoby to naszą renomę, bo my zajmowalibyśmy się ludźmi, którzy na serio poszukują pracy i chcą pracować. Dzisiaj dochodzi do paradoksów, bo wzywa się np. 20 osób formalnie poszukujących pracy, a trafia się kulą w płot, bo żadna z nich nie jest zainteresowana zatrudnieniem. Inna sprawa to problem dojazdów do pracy. Nie ma czym dojechać, a przy tak niskich zarobkach nie opłaca się dojeżdżać z prowincji, bo wychodzi się prawie na zero. Wiem coś o tym, bo mamy poważne problemy ze szkoleniami organizowanymi w Szczecinie. Ludzi nie stać na dojazdy nawet wtedy, gdy dofinansowujemy koszty szkolenia i wyżywienie.
Z perspektywy swej długoletniej pracy obserwuję jeszcze jedno bardzo niekorzystne zjawisko. Ludzie przyzwyczaili się do statusu bezrobotnych i pogodzili się z tym w myśl zasady, że tak też można żyć. To jest w pewnym sensie degradacja etosu pracy. Tak nie powinno być. Dużo złego zrobiła polityka rządzących, ta przesadna nadopiekuńczość. Tyle jest różnych świadczeń, dodatków, stypendiów, zasiłków, że są tacy, którzy nie skupiają się na znalezieniu pracy, lecz na zabiegach, jak wyciągnąć te pieniądze od państwa. Znajdą coś dorywczego na czarno, nie wykazują dochodu i dorabiają tymi dodatkami. Znamy osoby zamożne, którym się dobrze powodzi, pobierające zasiłki, bo mają odpowiednie papiery. To jest chory system.
Rozm. Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska