Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 13 z dnia 28.03.2006

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Rośnie żniwo H5N1
Cedyńska bitwa AD 2006
Nie udało się sprzedać, trzeba wziąć kredyt
Wiatrakowe zawirowania
Dadzą popalić
FIFART już w piątek
Brawo laureaci i finaliści!
Jest medal!

Jest medal!

- Od ponad pół roku miałem takie przeczucie, że może być dobrze, że wreszcie sięgnę po medal. Gdy tylko dowiedziałem się, że w Austrii będą halowe Mistrzostwa Świata, coś mnie tam ciągnęło. Już w listopadzie, gdy rozpoczynałem przygotowanie do nowego sezonu startowego, podjąłem decyzję, że jadę do Linzu - mówi brązowy medalista HMŚ weteranów Wojciech Strelczuk. Oto kilka wrażeń, które przekazał nam chojeński zawodnik z imprezy w Austrii, rozegranej w dniach 15-20 marca.

Mistrzostwa Świata Weteranów to pod względem ilości uczestników dużo większa impreza niż zwykłe mistrzostwa (w Linzu było ponad 3,3 tys.), bo zawody rozgrywane są w różnych kategoriach wiekowych. Ja startowałem w przedziale 50-55 lat, ale jest też kategoria 80 lat i więcej. W Linzu było kilkanaście osób, które ukończyły dziewięćdziesiątkę. To coś niesamowitego i zarazem wspaniałego, że człowiek w tym wieku może uprawiać sport, brać udział w prawdziwej rywalizacji. Nieraz nie mogłem wyjść z podziwu, jak prawdziwi "dziadkowie" powyżej 70 lat śmigali na bieżni, jak biegali przez płotki. To się w głowie nie mieści, że są tacy szybcy. Przeciętny uczeń ze średniej szkoły nie miałby z nimi szans.

W środku mistrz świata w kuli - Brytyjczyk Michael Small (rocznik 1954) który osiągnął odległość 14,63 m. Z lewej wicemistrz Niemiec Erwin Lukas (1955) - 13,94 m, z prawej brązowy medalista Wojciech Strelczuk (1955) - 13,64 m
W ostatniej kolejce
Hala w której startowaliśmy, była wkomponowana w duży, nowoczesny kompleks obiektów sportowych. Wychodziło się z niej bezpośrednio na stadion. Jest doskonale urządzona, z 200-metrową bieżnią z automatycznie regulowanym pochyleniem wiraży, klimatyzacją, wieloma pomieszczeniami rekreacyjnymi itp. Kulą pchaliśmy w wydzielonym, odgrodzonym siatką sektorze na wyłożone materace, tak więc nie było zbytniego hałasu ani obawy o bezpieczeństwo. W mojej grupie zgłosiło się 22 zawodników z 11 państw, a ostatecznie do konkursu przystąpiło 19. Z rozeznania przedstartowego wynikało, że nie mam szans na medal, bo pięciu miało lepsze życiówki niż ja. Jednak bezpośrednia rywalizacja to co innego. Drugi startujący Polak - Franciszek Ryznar (kiedyś doskonały ciężarowiec) rzucał już 14 m, a tutaj był dopiero siódmy z wynikiem o metr gorszym ode mnie. Byłem mocno skoncentrowany i pozytywnie nastawiony, bo mimo przeziębienia i pewnych sensacji żołądkowych w przeddzień zawodów, potrafiłem osiągnąć bardzo przyzwoity wynik, niewiele odbiegający od rekordu życiowego w poprzednim sezonie. Do ostatniej kolejki byłem na czwartym miejscu. O parę cm wyprzedzał mnie drugi z Niemców - Zankel. Nie wiem, czy to mi pomogło, ale gdy przed ostatnim rzutem koncentrowałem się w kole, to przypomniałem sobie, skąd jestem i po co tu przyjechałem. Stojąc na podium, z dumą patrzyłem na naszą flagę.
W drugiej konkurencji - rzucie ciężarkiem medal już nie był w moim zasięgu. Czołówka zawodników to zawodowi młociarze - rzucają z trzech obrotów, a ja kręcę tylko z jednego. Zająłem siódme miejsce z rezultatem 13,97 m.
Wysłuchał Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska