Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 21 z dnia 26.05.2009

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Czy utajniać wyniki?
Region ma pomóc Szczecinowi
Noch ist Polen nicht verloren
Nie mam się czego wstydzić
Odnowa ratusza w Trzcińsku
Znają swój kraj
Program Dni Trzcińska-Zdroju
Tam, gdzie pieprz rośnie (10)
Sport

Nie mam się czego wstydzić

Rozmowa z odchodzącym prezesem zarządu GS w Baniach Januszem Łyjakiem

W piśmie do Rady Nadzorczej z 1 kwietnia tego roku czytamy m.in.: "Z dniem 1 kwietnia rezygnuję z funkcji prezesa zarządu Gminnej Spółdzielni "Samopomoc Chłopska" w Baniach. Z przykrością stwierdzam, że po 29 latach sprawowania funkcji członka zarządu Spółdzielni, w tym 19 na stanowisku prezesa zarządu, nie godzę się na dalsze sprawowanie tej funkcji. Przyczyny mojej rezygnacji są następujące: q trwający od 2007 r. mobbing wobec mojej osoby przez członka Rady Nadzorczej Pana Stanisława Fedorskiego i członka spółdzielni, a jednocześnie prezesa SKR Zbigniewa Kotnisa q dowolna interpretacja postanowień prawa spółdzielczego i statutu spółdzielni w przedmiocie zakazu działań konkurencyjnych przez jednego z członków Rady Nadzorczej q lekceważenie uwarunkowań prawnych i zagrożeń ekonomicznych dla spółdzielni, wynikających z dynamicznie rozwijającego się rynku q publiczne podważanie moich kompetencji i przekreślanie niekwestionowanych dobrych wyników i sukcesów spółdzielni pod moim kierownictwem".

"Gazeta Chojeńska": - To swego rodzaju precedens, że rezygnację złożył cały zarząd spółdzielni, tym bardziej, że otrzymaliście absolutorium za miniony rok. Jaka była główna przyczyna waszej rezygnacji?
Janusz Łyjak: - To rzeczywiście niecodzienna sytuacja, gdy odchodzi cały zarząd. Przyczyny muszą być poważne i głębokie. Znając dokładnie firmę, bo jestem tu już 29 lat, wiem doskonale, że ten organizm jest już niewydolny i wymaga reorganizacji. My takie zmiany zaproponowaliśmy. Dlaczego ? Bo przegrywamy handel detaliczny. Posiadamy 7 sklepów, nie możemy konkurować z hipermarketami i przegrywamy z drobnym rodzinnym biznesem. Powody są różne. Ten biznes kieruje się innymi regułami finansowymi i organizacyjnymi, a nas obowiązuję inne rygory. Nam np. nie wolno 12 dni w roku handlować, a nasza konkurencja to robi. Doskonale dawaliśmy sobie radę do ub. roku, gdy wszystkie sklepy były na prowizji. To był motor napędzający. Jednak kontrole zakwestionowały nam brak harmonogramów, dając zarazem szereg drobnych zaleceń, których realizacja spowodowała, że musieliśmy odejść od prowizji i przejść na pensje stałe. To spowodowało konieczność zwiększenia zatrudnienia, wzrost kosztów i spadek zainteresowania sprzedawców. Z kolei obrót rolny, którym się zajmujemy (nawozy, środki ochrony roślin), na styku z dużą zachodnią konkurencją wypada niekorzystnie. Na walnym zgromadzeniu zaproponowaliśmy propozycję zmian, aby w ciągu 3 lat dojść do stanu zatrudnienia w liczbie 20 osób (obecnie pracuje 60), by tak przeorganizować firmę, żeby sklepy albo oddać w dzierżawę pracownikom na preferencyjnych warunkach, bądź niektóre sprzedać. Zaproponowaliśmy sprzedaż czterech nieruchomości. Jednak walne zgromadzenie wyraziło zgodę na sprzedaż tylko jednej.
- Więc mieliście poniekąd związane ręce?
- No tak, bo niby przyjęto naszą strategię działania na kolejne 3 lata, a jednocześnie nie dali nam instrumentów do jej realizacji, nie wyrażając zgody na sprzedaż trzech nieruchomości. To było niezbędne chociażby z tego względu, żeby rozliczyć się z pracownikami (odprawy) oraz zapewnić dopływ środków na zadania inwestycyjne zawarte w strategii. To był zasadniczy motyw sporu. Już w roku ubiegłym pojawiła się koncepcja, aby podczas absolutorium przeprowadzić tajne głosowanie. Wtedy to nie przeszło.
- A jak przewiduje statut?
- W statucie jest jawne, aczkolwiek gremium może zadecydować inaczej. I w tym roku zagłosowano za tajnym, w którym także przeszliśmy. W czasie zjazdu był atak personalny na moją osobę, wynikający z personalnych zagrywek. Wiem, że nie można zarządzać firmą 28 lat i nikomu się nie narazić, dla wszystkich być dobrym. To niewykonalne. Przez wszystkie lata przechodzimy audyty i za ubiegły rok nasze sprawozdanie finansowe zostało zweryfikowane przez kancelarię audytorską i biegłego księgowego, uzyskując pozytywną opinię, a ponadto w marcu mieliśmy kontrolę urzędu skarbowego, która zakończyła się przed czasem ze względu na brak jakichkolwiek uwag, co się praktycznie nie zdarza. Była też kontrola inspekcji pracy, która również nie miała żadnych uwag. A efekt był taki, że permanentnie od niektórych osób mieliśmy zarzuty.
- Jakiego rodzaju?
- Trudno określić, bo na pytania, co im nie odpowiada, co moglibyśmy zmienić, co robimy źle, nie było odpowiedzi albo mówiono, że nic do nas nie mają. Jednak ciągle wracano do niektórych spraw. Uznaliśmy, że w takich warunkach nie ma sensu pracować, bo pewne osoby mają zupełnie inne intencje od oficjalnie wygłaszanych. Złożyliśmy (cały trzyosobowy zarząd) rezygnację, ale pewnych spraw nie można tak zostawić i zapewne będzie dalszy ciąg. Mam głębokie przeświadczenie, że w tej formie organizacyjnej firma nie przetrwa. Zmiany są nieuchronne. Nie chcieliśmy doprowadzić do tego, żeby za pół roku czy za rok był "szlaban". To byłaby też odpowiedzialność karna. Zaproponowaliśmy w formie najłagodniejszej, poprzez wygaszanie niektórych działalności, przejścia na emeryturę itp. spokojną reorganizację. Ale wyszła brutalna prawda i niektórzy ujawnili się, że chcą likwidacji firmy, ale nie z tym zarządem. Chyba upatrzyli sobie, że ten weźmie to, tamten co innego i do końca roku tę firmę rozwalą. Mogę się z każdym założyć, że tak będzie - chyba że przyjdzie mądry człowiek. Ale kto? Z działalności bieżącej brakuje kasy, a to, co robiliśmy, to była żonglerka. Nie ma takiej możliwości, żeby np. wytrzymać konkurencję z prywatnymi sklepami na wsi, bo tam godzinami i czasem pracy cię wykończą. Albo jak nasza pracownica da towar komuś na krechę?
Odchodzę z pewnym żalem, bo traktowałem tę spółdzielnię jak własne dziecko. Nie mam się czego wstydzić, bo gdybym źle zarządzał, to by ta firma nie przetrwała.
Rozm. i fot. Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska