Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 27 z dnia 4.07.2006

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
32 stopnie za kręgiem polarnym i ostatnie miasto świata
Czego zazdrości doliniak góralowi?
Święto Doliny Dolnej Odry
Aż do źródła Nysy
NA MOŚCIE 2006
Inżynier Mamoń rządzi
Łączą ich jeziora
Sport

Czego zazdrości doliniak góralowi?

Zazdrości oscypka, kierpców, przyśpiewek, gwary. Teraz jest moda na małe ojczyzny, regionalne produkty, długie i mocne korzenie. A kto to jest ten doliniak? Mieszkaniec "ziem odzyskanych". Produkt regionalny to u nas pierogi wileńskie albo śledź po meksykańsku, a tradycyjny taniec - łowicki polonez, nasza mała ojczyzna - województwo.
Jeszcze nie tak dawno byliśmy (musieliśmy być) bezpośrednimi potomkami piastowskich chłopów, katapultowanymi tutaj z małą dziurą w życiorysie. Jak dużą? Licząc od śmierci Bolesława Krzywoustego w 1138 r. do końca II wojny w 1945, to wychodzi, że 807-letnią. Dzisiaj swobodnie porozmawiać możemy o tym, skąd tu przyszliśmy i jakie są nasze korzenie. Ale czy chcemy wiedzieć, jakie korzenie chowa w sobie ziemia, na której teraz mieszkamy?

Był tu wielokulturowy tygiel
Za Mieszka I żyło tu wiele plemion pomorskich i germańskich, którym nie były obce kontakty ani z plemionami skandynawskimi, duńskimi, anglosaskimi, polskimi, ani z Cesarstwem Rzymskim. Plemiona pomorskie należały do Słowian Zachodnich, ale były odrębną, pomorską grupą językową. W tym czasie tradycje rzymskie - wzbogacone świeżą, "barbarzyńską" krwią i rozprzestrzeniające się chrześcijaństwo - kreowały nową epokę rozwoju naszej (europejskiej) cywilizacji. Pokrewne sobie plemiona zbijały się niczym śniegowe kule. Te najsilniejsze (albo po prostu mające szczęście lub zdolnego przywódcę) wchłaniały te, które okazały się słabsze czy mniej operatywne. Tak wyłaniały się nowe feudalne państwa.
Pomorzanie bronili swojej suwerenności wytrwale. Ulegli wprawdzie Mieszkowi I, ale już jego następca Bolesław Chrobry Pomorza Zachodniego utrzymać nie zdołał. Bolesławowi Krzywoustemu udało się jedynie uczynić je lennem.
Łasi na te ziemie byli i inni. Podczas drugiej wyprawy krzyżowej w 1147 r. Duńczycy i Saksończycy, zamiast do Ziemi Świętej, wybrali się na pogańskich nadbałtyckich Luciców (książę wielkopolski Mieszko III też się dołączył). W Szczecinie krzyżowcom opór stawił chrześcijański, pomorski książę Racibor wraz z biskupem pomorskim Wojciechem. Agresorzy uznali wprawdzie prawa księcia Racibora, ale ten musiał zobowiązać się do krzewienia chrześcijańskiej wiary. Sprowadzeni wkrótce z Marchii Brandenburskiej na Uznam norbertanie byli pierwszymi z licznej fali brandenburskich kolonizatorów pomorskich ziem. To brandenburscy panowie byli fundatorami większości tutejszych kościołów.
Przez kolejne wieki mieszały się tu wpływy przede wszystkim pomorsko-brandenbursko-duńsko-szwedzkie. Gdy w 1637 r. zmarł ostatni z pomorskich Gryfitów, to, czego nie dokonał miecz, dokonała kądziel, nie wydając na świat męskiego potomka. Pomorze Szczecińskie - wielokulturowy tygiel - przypadło teraz (choć nie od razu w całości) Hohenzollernom. Pierwszym był Fryderyk Wilhelm "Wielki Elektor" - pierwszy budowniczy pruskiej potęgi. Dla swojej drugiej żony Doroty nabył Schwedt i Wildenbruch (Swobnicę). Tak Hohenzollernowie dotarli bezpośrednio do naszej doliny. Ich wnuk Fryderyk Wilhelm Szalony wychowywał się na dworze pruskiego króla Fryderyka Wilhelma I - "żołnierskiego króla", który stworzył sławną później pruską dyscyplinę. Jego młodocianym towarzyszem był późniejszy Fryderyk II Hohenzollern - ten, który zainicjował rozbiory Polski.
Od 1742 r. Odra na całym jej spławnym odcinku stała się pruska. W czasie, gdy Polska znikała z mapy na ponad 100 lat, niestabilną, kapryśną, meandrującą, bogato rozgałęzioną rzekę zaczęto podporządkowywać pruskiej dyscyplinie. W wielu miejscach zmieniono jej bieg i skrócono o ponad 1/3. Osuszono rozległe powierzchnie, zasypano wiele odnóg i starorzeczy - powstał kulturowy krajobraz. Odra stała się tętniącą życiem arterią pruskiego, a potem niemieckiego państwa.

Kształtować regionalną tożsamość
Po II wojnie światowej przyszli tu nasi dziadkowie i rodzice, aby - mieszkając w poniemieckich domach i żyjąc wśród poniemieckich mebli, drzew, dróg i melioracyjnych drenów - bronić polskości tych ziem.
Dzisiaj Polska jest tu mocno zakorzeniona. Tylko regionu brak. No bo przecież: my Polacy. Ale czy Doliniacy? A może by tak odważyć się i odsunąć na bok łowickie pasiaki i krakowskie pawie pióra i zastanowić się, co my uczyniliśmy z tych ziem? Czym możemy się pochwalić? Na co możemy dumnie wskazać, gdy odwiedzają nas dawni mieszkańcy regionu? Jak chcemy się pokazać tym, którzy zechcą nas odwiedzić po raz pierwszy?

Ośrodek Inicjatyw Proekologicznych "Stary zagon" organizuje 7 i 8 lipca w Widuchowej "Święto Doliny Dolnej Odry". Jest to dobry moment, aby znaleźć chwilkę czasu, przyjść i zamanifestować, że mieszkańcom polskiej Doliny Dolnej Odry nie jest obojętna jej przyszłość. Czas otrząsnąć się z marazmu i żywo kształtować regionalną tożsamość. Może nie opłaci się nam to od razu, ale na pewno nas wzbogaci.

"Ziemie odzyskane" - termin, który zniknął z oficjalnej nomenklatury, ale dla wielu mieszkańców wciąż żywy, wyznaczający często ich tożsamość. Jest w tym aura bohaterska, ale jak postrzega się tych ludzi? Dla jednych jest to egzotyka, dla innych godna politowania prowincjonalność. Stroje łowickie i krakowskie (tyle że do Łowicza daleko), łaskawie użyczane, no bo jak nic własnego nie mają, to zostają tylko stroje narodowe. Więc naród tu tylko, nie miejscowi. Naciągane to trochę, więc i z politowaniem się patrzy. My tu oscypków nie mamy, udowodnić racji ojców naszych nie możemy. Zresztą trochę jak bękarty jesteśmy. Przez Polskę, nie przez ojców nobilitowani. A co Polska zrobiła? Martwą strefę graniczną.
Saba Keller
(autorka jest przewodniczącą OIP "Stary zagon" w Widuchowej)

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska