Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 27 z dnia 4.07.2006

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
32 stopnie za kręgiem polarnym i ostatnie miasto świata
Czego zazdrości doliniak góralowi?
Święto Doliny Dolnej Odry
Aż do źródła Nysy
NA MOŚCIE 2006
Inżynier Mamoń rządzi
Łączą ich jeziora
Sport

Inżynier Mamoń rządzi

W nr. 22 opublikowaliśmy artykuł "Kto przekona inżyniera Mamonia?", będący komentarzem do trwającego w maju polsko-niemieckiego festiwalu muzycznego "Wiosna Ludów nad Odrą". Koncerty odbywały się w Gryfinie, Schwedt, Myśliborzu, Gartz, Chojnie, Trzcińsku Zdroju i Angermünde. Towarzyszyło im jednak niewielkie zainteresowanie mieszkańców. Wydaje się, że jedną z przyczyn jest lansowany przez domy kultury model imprez masowych.
Tekst kończył się apelem o zabranie głosu przez zainteresowane osoby. Oto pierwsza z opinii.

Zdanie "lubię tylko te piosenki, które już znam" inżynier Mamoń z filmu "Rejs" wypowiedział w szczególnym czasie. Był to okres tzw. "małej stabilizacji" lat sześćdziesiątych i schyłku rządów Władysława Gomułki. Niby żyło się ludziom znośnie, mniej widoczny stał się też pierwotny terror stalinizmu. Mamoń, płynąc statkiem po nieruchomej wodzie, w letnim, bezwietrznym skwarze, komentował polskie filmy ociężałym: "nuda".
Jednak pod skorupą propagandy bezruchu tykał zegar odbezpieczonej bomby: rok 68 - inwazja wojsk Układu Warszawskiego w Czechosłowacji i zamieszki studenckie w Polsce. No i potoczyła się sekwencja wydarzeń, znaczona kolejnymi datami: 70 - krwawe rozruchy na Wybrzeżu, 76 - wydarzenia radomskie, 78 - wybór kardynała Wojtyły na Stolicę Piotrową, 79 - Jego pielgrzymka do Kraju, 80 - pierwsza Solidarność, grudzień 81 - stan wojenny, 89 - przełom. To, co wydawało się nie do pokonania, runęło niczym kolos na glinianych nogach.
W życiu ludzi i narodów są wymiary, których nie da się zredukować do wskaźników ekonomicznych, parametrów, stóp procentowych. Zbiorowość ludzka to nie - za przeproszeniem - hodowla bydła, któremu wystarczy dać paszę, dach nad głową, jako taką stabilizację. Naturalnym środowiskiem człowieka, niezbędnym mu jak woda i tlen, jest pulsująca różnorodnością dziedzina duchowości. Jej niedorozwój przekłada się natychmiast na upadek wszystkich pozostałych wymiarów życia społeczności.

Tej podstawowej prawdy nie rozumieją i nie czują rządzący nami technokraci. Wbici w drogie garnitury, skoncentrowani na pomnażaniu plemiennych interesów, ufortyfikowani barykadami biurek i paragrafów - bo jednak coś muszą robić - sporządzają kolejne wykresy i zestawienia. Wynika z nich bezdyskusyjnie, że "w temacie kultury" jest dobrze. Mówią: "przecież administrujemy instytucjami kultury i łożymy na nie środki. Skoro środki są konsumowane, a instytucje funkcjonują, co potwierdzają raporty - jest dobrze". Papierowa rzeczywistość jest dla nich bardziej miarodajna niż sama rzeczywistość, w której zboże rośnie bez administracyjnych nakazów, niezłomną siłą rzeczy.
Dlaczego w tworzeniu i konsumowaniu kultury na prowincji bierze udział tak niewielki odsetek ludzi? Dlaczego, zamiast posłuchać i pobawić się przy dobrej muzyce np. podczas Wiosny Ludów nad Odrą, wybieramy dawkę niedrogiej rozrywki, "którą już znamy"? Owo karmienie z ręki wyborczą kiełbasą co cztery lata?
Najpierw dlatego, że niesprawdzone nowinki wymagają pewnego wysiłku. Przez lata nie zrobiono nic lub niewiele, by nas przekonać, że rozwijamy się tylko wtedy, gdy poznajemy "nowe", nie zastygając w nieruchawym "już poznanym".
Po wtóre: ten specyficzny, kresowy, prowincjonalny, zachodniopomorski klimat. Ta duszna, ciężka i niebezpieczna atmosfera wypełniająca nasze wsie i miasteczka, urzędy i zakłady pracy, nas samych i nasze relacje z innymi. To nie jest pogoda sprzyjająca radosnym harcom ducha i ciała. Oko Wielkiego Brata bezbłędnie odnotuje zbyt wyluzowane zachowanie, za swobodny uśmiech, ożywioną wymianę zdań, ślad nieskrępowanej, wolnej myśli w twarzy, bezinteresowną serdeczność okazaną nieznajomemu bliźniemu. Takie drobiazgi mogą być przecież zarzewiem zmian.
Wielki Brat nie chce zmian. By skutecznie rządzić, tresuje nas na szarych, smutnych, rozdrażnionych, przybitych, nieufnych, a przede wszystkim zdyscyplinowanych i posłusznych wykonawców jego poleceń. Daje nam tylko tyle wolności, byśmy mogli widzieć nie dalej niż czubek własnego, spuszczonego na kwintę nosa. Co z tego, że krótką smyczą cichego terroru ukatrupi ducha zbiorowości, skazując ją na kolejną lekcję trwonienia czasu: rozwój i zwyżkowanie dopiero po sięgnięciu dna? To nieważne. Dla władzy, którą się odurzył, i której według niego nie może sprawować nikt poza nim, zrobi wszystko. Zniszczy swojego żywiciela jak niewielka huba potężne drzewo.

Życie jest nieprzewidywalne. Potwierdza to piękna gałąź kultury - sport, a w nim szczepka - piłka nożna. Cudowna, ukochana, mistrzowska Brazylia odpadła z mundialu. Na tym świecie wszystko jest możliwe.
Sławomir Błęcki
(autor jest radnym Rady Miejskiej w Chojnie)

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska