Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 37 z dnia 12.09.2006

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Siedem wieków Trzcińska
Popiersie papieża w Trzcińsku
Ekojarmark i Piknik Literacki
Jak nie demokracja, to co?
Burmistrz czy administrator?
Moryń: będą boiska
Lubicz z nową drogą
Można dzwonić w sprawie szerszeni
Sport

Burmistrz czy administrator?

Od lat ścierają się - także na naszych łamach - dwie formuły pełnienia funkcji burmistrza. Jedna polega na dokładnym określaniu tego, za co on odpowiada, a co nie należy do jego kompetencji. Druga mówi, że nie da się tego dokładnie rozdzielić i burmistrz w pewnym sensie odpowiada za wszystko, co dzieje się w sferze publicznej w jego gminie.
Od lat uparcie próbuję lansować tę drugą formułę. Uważam, że taka szeroka odpowiedzialność to swoiste ryzyko zawodowe burmistrza. Nie da się ostro oddzielić spraw, za które bezpośrednio on odpowiada od tych, które wykraczają poza jego kompetencje. Pod warunkiem, że jest to burmistrz, czyli polityk samorządowy z prawdziwego zdarzenia, a nie człowiek zaledwie administrujący gminą. Do administrowania wystarczy sekretarz albo dobry księgowy.

Czyje drogi i szerszenie?
Układanie się i dogadywanie dla dobra mieszkańców z różnymi instytucjami powiatowymi, wojewódzkimi, rządowymi, a nawet międzynarodowymi - to niezwykle ważna część pracy każdego burmistrza. Tu może on najbardziej wykazać się swymi kompetencjami politycznymi i negocjacyjnymi. Dlatego kwitowanie różnych przeszkód słowami "to do mnie nie należy" jest trudne do przyjęcia. Najlepiej widać to na przykładzie dróg. Wiadomo, że w każdej gminie mają one różnych właścicieli, bo są drogi gminne, powiatowe, wojewódzkie, krajowe. Te najważniejsze zwykle nie należą do gminy, a więc burmistrz nie odpowiada za nie bezpośrednio. Ale to absolutnie nie zwalnia go ze starań o ich stan. Na ile te działania będą skuteczne i na ile spowodują, że jakaś droga krajowa będzie remontowana szybciej - to jeden z lepszych mierników kwalifikacji burmistrza. A te kwalifikacje na pewno nie sprowadzają się do wysłania jednego czy kilku pisemek powołujących się na paragrafy.

Cztery lata temu burmistrz Chojny Wojciech Konarski zbierał zasłużone pochwały za przyczynienie się do powstania ronda na drodze krajowej (u zbiegu Młyńskiej, Szczecińskiej i Odrzańskiej). To przykład, że gmina może wpływać (niekoniecznie finansowo) na inwestycje wojewódzkie czy krajowe. Ale ten przykład działa i w drugą stronę: jeśli jest gdzieś bardzo kiepsko na przelotowej drodze (jak np. w sercu Chojny) i modernizacja ma ruszyć dopiero po tylu latach, to można zapytać, czemu tym razem tego wpływu burmistrza nie widać lub czemu jest on nieskuteczny. A skuteczność to podstawa oceny polityka, także samorządowego.

Opisywaliśmy ostatnio spór o to, kto ma interweniować przy zagrożeniu gniazdem szerszeni w Chojnie: zawodowi strażacy z Gryfina czy miejscowi ochotnicy. Ale zwykłego mieszkańca-wyborcy za bardzo nie obchodzi, czy burmistrz podpisał jakieś umowy z państwową strażą i dogadał się wymieniając korespondencję czy umawiając się z kimś na wódkę. Mieszkaniec chce się czuć bezpiecznie i wiedzieć, że o to bezpieczeństwo dba jego burmistrz. Jeśli zamiast tego widzi jakąś przepychankę i ping-pong w stylu "to nie ja, to inni", wówczas nie czuje się bezpiecznie i ma prawo surowo ocenić gospodarza gminy.

Poczucie wstydu i jego brak
Poza paragrafami i księgowymi rubrykami są jeszcze inne, ważniejsze sprawy. Na przykład poczucie wstydu. Gdy zwykły mieszkaniec widzi fatalną drogę biegnącą przez centrum albo szkaradne budynki szpecące jego miasto, to po prostu wstydzi się, że coś takiego trwa całe lata w miejscowości, w której żyje. I zupełnie nieistotne jest dla niego, czy chodzi tu o obiekty będące własnością miasta, Gminnej Spółdzielni, powiatu, wojewody czy premiera. Bo wie, że tak samo nieistotne będzie to dla gości i turystów: po prostu to się dzieje tutaj.
Wydaje się, że takiego elementarnego poczucia wstydu i gospodarskiego spojrzenia czasem brakuje burmistrzom. Stąd np. w Chojnie od lat w tych samych miejscach są dziury w jezdniach i nikt ich nie naprawia, kierowcy niszczą sobie podwozia, a przechodnie ochlapywani są błotem przez samochody. A już rażącym i skandalicznym przykładem był wiszący przez kilka miesięcy i zagrażający przechodniom połamany dach na wiacie przy chojeńskim dworcu PKS. Urzędnicy i lokalni politycy miesiącami ustalali, kto ma to naprawić, a dach wisiał i wisiał. Nic dziwnego, że ludzie zastanawiali się, czy Chojna ma w ogóle jakiegoś gospodarza.

Przed tygodniem burmistrz Konarski napisał w związku z szerszeniami, że ogarnia go bezsilna złość, gdy przypisuje mu się odpowiedzialność za niekompetencję innych osób. Ale taki to już burmistrzowski chleb: odpowiada nie tylko za niekompetencję własną lub swych urzędników, ale także za niedopięte sprawy z różnymi instytucjami. Ktoś spoza Chojny czegoś nie załatwił, czegoś nie podpisał, coś zlikwidował? Być może. Ale pośrednio odpowiada za to także burmistrz: bo się nie dogadał, nie spowodował, nie załatwił. To jest ta trudno mierzalna przepisami odpowiedzialność, której ciężaru nie wszyscy burmistrzowie są w stanie podołać.

Pensja za odpowiedzialność
Każdy burmistrz otrzymuje co miesiąc niemałe wynagrodzenie. Niektórzy pytają, za co. Ja nie mam wątpliwości: właśnie głównie za odpowiedzialność, którą ponosi za to, co dzieje się w jego gminie. Za to, co dzieje się u Zarzyckiego, Konarskiego, Piłata, Marandy, Jusia itd. Ta społeczna, etyczna, polityczna odpowiedzialność jest dużo ważniejsza od prawnej. Chodzi też o odpowiedzialność za własne odważne decyzje. Często mogą być one ryzykowne i niepopularne, ale bez nich burmistrz staje się tylko administratorem...
Jeśli gospodarz gminy gotów jest faktycznie nim być i nosić całe brzemię odpowiedzialności, wówczas zasługuje na swoje wynagrodzenie i stanowisko.
Robert Ryss

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska