Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 34 z dnia 23.08.2005

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Atrakcyjna panna czy staruszka w agonii?
Dni Integracji Europejskiej w Chojnie
Długa Noc Rzemiosła
Nasza „Solidarność”
Jak Königsberg stawał się Chojną (13)
Trzeba wierzyć w siebie
Piłka nożna

Jak Königsberg stawał się Chojną (13)

Kontynuujemy relacje z walk o Königsberg 4-5 lutego 1945 r. Dziś ponownie fragmenty książki "Żelazna gwardia" Wenjamina B. Mironowa. Korzystamy z materiałów udostępnionych nam przez byłego mieszkańca Chojny Kurta Speera.

Na placu kościelnym Komar rozstawił swoją kuchnię polową. Walki ciągle były zaciekłe. Także i przeciwnik otrzymał posiłki. W łunie pożaru widzieliśmy niemieckich żołnierzy, przemykających ulicą niedaleko rzeki.

Walki o Ratusz
Nasz batalion strzelecki otworzył ogień. Kompania Murawjowa walczyła o Ratusz. Przez radio zrelacjonował sytuację: - Każdy oddział miał zajmować po jednym piętrze. Wróg czai się pod schodami i w ciemnych zakamarkach. Z jednego budynku w podwórzu Ratusza (Uwaga K. Speera: Ratusz nie miał podwórza) zostaliśmy silnie ostrzelani. - W porządku, działa za chwilę ostrzelają Ratusz.
Działo samobieżne Choruszenki wyruszyło między gruzy w poszukiwaniu odpowiedniej pozycji strzeleckiej. Wtedy huknął pierwszy strzał. Po czterech następnych zawaliła się ściana. Sacharkin zawołał Murawjowa przez radio, jednak tamten nie odpowiadał. Czy ostrzał pozbawił życia również Murawjowa? Po jakiejś godzinie ciężkich walk dotarliśmy pod zniszczony budynek. W zadumie staliśmy przed resztkami Ratusza.
Nagle otworzyły się masywne, podziurawione kulami drzwi. Stanął w nich zakurzony i osmalony człowiek. W pierwszej chwili nie wiedzieliśmy, kto to. Po chwili go jednak rozpoznaliśmy. To był Murawjow. - Stary, ty żyjesz! Co się z tobą działo? zapytałem. - W przedsionku zużyłem połowę moich granatów - odpowiedział.
W sumie poddało się 15 Niemców. (KS: nie ma na to świadków)
Poza pistoletami maszynowymi w ręce wpadło nam także 30 pancerfaustów. Teraz my im nimi dopieczemy. Po długich walkach udało nam się też zająć dworzec.
Przy kuchni polowej (KS: według świadków stała na nienaruszonym placu przy kościele Mariackim) zebrali się oficerowie na śniadanie, a i żołnierze przyszli, chociaż przerwa zarządzona przez oficera łącznikowego Wainruba już się skończyła.
Brygada pancerna zajęła lotnisko na wschodnich przedmieściach (KS: już 31.01.45 zostało opuszczone przez całą załogę), gdzie znajdowała się okazała liczba samolotów i wozów technicznych. Teraz brygada parła w naszym kierunku. To była dobra wiadomość. Wróg tkwił w pułapce.
(KS: 50 spadochroniarzy i volkssturmiści z Hamburga w tym czasie, czyli wczesnym rankiem 5.02.45 wycofali się już na rozkaz Skorzenego do przyczółka mostowego w Schwedt i zatrzymali się we wsi Grabow/Grabowo)

Przekazaliśmy Wainrubowi, że będziemy na niego czekać przy areszcie (KS: około 100 m od placu kościelnego przy Vierradenstrasse/Bałtyckiej znajdował się sąd rejonowy z kilkoma celami). Powoli nadchodził poranek. Łuna pożaru bledła i na tle jaśniejącego nieba wyraźna stawała się panorama miasta. Walki przesunęły się od dworca na zachód. Tutaj ulice były jeszcze węższe niż we wschodniej części miasta. Działa samobieżne musiały jechać jedno za drugim i strzelać tylko z małej odległości. Po drodze do aresztu nawiązałem łączność z dowódcami kompanii. Pierwszy odezwał się Mussatow. - Co mam robić? Moje pojazdy zniknęły w uliczkach, ledwo je słyszę.
Sacharkin na to: - Mussatow, co jest z tobą? Z tej strony cię jeszcze nie znałem. Jesteś przecież doświadczonym dowódcą. Wyślij paru ludzi i zaraz twoje działa się znajdą.
Mussatow odpowiedział: - Ulice i domy są tutaj podobne do siebie jak jajko do jajka. Jak tu nie stracić orientacji?
Wtedy zauważyłem, że Worobjow wpadł na silny punkt obrony nieprzyjaciela. - Poślijcie tam parę pojazdów! - rozkazałem. Worobjow odważnie parł naprzód. Mussatow zawołał go przez radio: - Jaka jest twoja sytuacja? - Dostałem się pod ogień nieprzyjaciela.
Skoro Worobjow był w niebezpieczeństwie, rozkazałem Murawjowowi przyspieszyć atak jego strzelców. Posłał naprzód do pomocy oddziały Choriszenki, Buszujewa i Szewczuka. Bez przerwy wybuchały granaty. Worobjow pokazywał przeciwnikowi zęby. W kwadrans inne działa samobieżne i strzelcy Murawjowa przebili się do dział Worobjowa.
Wszyscy byli pełni podziwu dla bohaterskiej postawy Worobjowa. Nawet generał Kriwoszyn stwierdził, że zasłużył on na Order Czerwonego Sztandaru.

Sądowy areszt wzięty
Potem okazało się, że areszt, przy którym umówione było spotkanie, nadal jest w rękach Niemców. Kule zaklekotały o pancerze pojazdów. - Kto by pomyślał, że areszt jest jeszcze zajęty? - powiedział Chołopow podczas kanonady. - Nie chciałbym być teraz w ich skórze, 200 metrów od nich stoją nasze działa samobieżne - dodał ze śmiechem. Nagle zagrzmiała salwa z karabinów maszynowych. - Cholerni faszyści, już ja im dam! - krzyknął Chołopow i wycelował działo. Po chwili karabiny maszynowe umilkły. Po krótkiej walce przez zniszczoną bramę budynku wyszedł człowiek w więziennym ubraniu i powiedział łamanym rosyjskim: - Nie strzelać, ratujcie więźniów! Ja Francja, patriota!
- Ilu was jest? - spytałem. - Wczoraj było nas 150, ale w nocy 10 zmarło z niedożywienia.
(KS: Nie ma świadków potwierdzających uwolnienie tych więźniów przez Rosjan)
Według Francuza między więźniami było dwóch Rosjan. Strażnicy zwiali przed naszym przybyciem. Siwy mężczyzna wskazał na nasze działa i wyjaśniał innym: "One przyniosły katom śmierć". Jak wytłumaczył nam Francuz, był to niemiecki komunista, który sprzeciwił się, gdy chcieli go zaciągnąć do volkssturmu.
Niedawni więźniowie rzucali w górę kurtki i cieszyli się jak szaleni. Ciągle też się nas pytali, kiedy znowu zobaczą swoją ojczyznę. Długo nie mogliśmy się z nimi cieszyć, bo walki trwały nadal.
Miasto w większości było już wyzwolone i tylko jeden punkt pozostawał w rękach wroga. W dużym sklepie faszyści zabarykadowali się za belami materiałów. Zza rogu ciągle wylatywały granaty. W końcu przybyły czołgi T-34 i po kilku minutach opór przeciwnika został złamany. Zapanowała niezmącona cisza.
Garnizon w Königsbergu liczył ponad 3000 żołnierzy i oficerów.

Komentarz Kurta Speera: Te dane są ogromnie zawyżone. W rzeczywistości była tam jedna dziesiąta z tej liczby: około 200-300 zupełnie niedoświadczonych volkssturmistów i ok. 50 elitarnych spadochroniarzy z bronią maszynową, pistoletami, pistoletami maszynowymi, ręcznymi granatami i pancerfaustami. Bronili się w obrębie średniowiecznych ceglanych murów z dwoma wąskimi XIV-wiecznymi bramami. Wszystko rozgrywało się wewnątrz murów w promieniu 500 m, gdzie żyło ok. 4000 mieszkańców. Z położonego 3 km na południe lotniska wojsko z personelem (ok. 1500 osób) już cztery dni przed sowieckim atakiem uciekło za Odrę. Ponadto nic nie wiadomo o areszcie ze 150 więźniami. Raport Mironowa napisany został jak bohaterski epos, wyolbrzymiający i gloryfikujący "sławną wyzwolicielską Armię Czerwoną", która w potyczce wokół Königsbergu miała totalną przewagę w uzbrojeniu. Faktem jest, że podczas walk, w szczególności w okolicy przyczółka Grabow/Schwedt, zginęło wielu młodych i niedoświadczonych czerwonoarmistów, którzy mimo wsparcia nowoczesnego sprzętu musieli oddać życie. Około 3000 z nich leży teraz na starym cmentarzu w Königsbergu. Ten ubarwiony raport (...) zupełnie milczy o zbrodniczych podpaleniach i innych bestialstwach, których dopuścili się czerwonoarmiści na ludności cywilnej, w tym na kobietach i dziewczętach.
Tłum. Jakub Ryss

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska