Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 22 z dnia 30.05.2006

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Dzień dziecka
Przeciw nienawiści i nietolerancji
Honorowy Obywatel i zasłużeni
Lew i jagnię obok siebie
Kto przekona inżyniera Mamonia?
Wnioski bez opóźnień
Projekty rozkręcają kulturę
Spotkania Teatralne „Na moście”
Comenius na Lotnisku
Zieloni z medalami
Piłka nożna

Kto przekona inżyniera Mamonia?

Powracamy do zakończonej 21 maja drugiej edycji polsko-niemieckiego festiwalu "Wiosna Ludów nad Odrą". Zaczął się on 3 maja w Gryfinie, a kolejne koncerty odbywały się w Schwedt, Myśliborzu, Gartz, Chojnie, Trzcińsku Zdroju i Angermünde. Głównymi organizatorami byli: Brandenburski Dom Kultur al globe w Poczdamie i Europahaus Angermünde oraz domy kultury w poszczególnych miastach.

Mistrzowski duet: Enver Ismailov z Ukrainy i Peter Ralchev
z Bułgarii na scenie w Myśliborzu
To duże wydarzenie na polsko-niemieckim pograniczu skłania do kilku refleksji. Zasadniczym mankamentem była niska frekwencja mieszkańców (może poza Myśliborzem). I nie da się tego wyłącznie wyjaśnić nie zawsze sprzyjającą pogodą. A zapowiedzi prasowych w różnych gazetach i w radiu nie brakowało. Gdzie popełniono błędy?

Festiwal zderzył się z kształtowanym od lat przez placówki kultury modelem otwartych imprez plenerowych, zwłaszcza pod postacią dni poszczególnych miejscowości. Od ponad 10 lat większość gmin naszego powiatu organizuje takie święta, a główną atrakcją jest występ jakiejś gwiazdy, śpiewającej swe hity. Inne zespoły też najczęściej skupiają się na odgrywaniu własnych wersji znanych melodii. Domy kultury mówią, że mieszkańcy tego właśnie oczekują, więc oczekiwania te należy zaspokajać. W rezultacie wszystko odbywa się według zasady inżyniera Mamonia z filmu "Rejs": podoba nam się wyłącznie to, co już znamy. Podsycane to jest na co dzień przez radiowo-telewizyjną jednolitą papkę, a jedna z czołowych rozgłośni z nadawania wyłącznie wielkich przebojów uczyniła swe sztandarowe hasło.

"Wiosna Ludów nad Odrą" ma inny profil. Jest szansą zobaczenia na żywo (czasem pierwszy raz w życiu) czegoś zupełnie nowego. Na przykład muzyka i taniec flamenco były prezentowane w Chojnie chyba po raz pierwszy w historii tego miasta (zespół Juergaflamenca). A czy w Trzcińsku była wcześniej okazja wysłuchania w oryginalnym brazylijskim wykonaniu (Wagner Pa) samby i bosanovy? Pewnie nie. Więc czemu tak mało osób skorzystało z tej szansy? Muzyczna oferta festiwalu to przecież nie jakaś trudna w odbiorze awangarda. Wręcz przeciwnie, często znakomicie nadaje się do zabawy i tańczenia. Ma tylko jeden feler: nie są to z reguły wielkie przeboje.

Brazylijczyk Wagner Pa
w Trzcińsku Zdroju
"Wiosna Ludów..." z założenia chce docierać do małych miejscowości, prezentując folklor z różnych stron świata i rozmaite tradycje muzyczne, wzbogacone nowoczesnymi brzmieniami i wirtuozerską maestrią wykonawców. Tak było np. z serbskim zespołem KAL, który - niestety - grał w Gryfinie przy praktycznie pustych krzesłach, bo publiczność nastawiona była na Papa Dance i Kombi. W jednym wszyscy organizatorzy są zgodni: połączenie "Wiosny Ludów..." z Dniami Gryfina było wielką pomyłką.

Dochodzimy tu do kwestii pewnych nawyków i edukacji kulturalnej społeczeństwa. Zadanie to spoczywa w dużej mierze na domach kultury, które powinny mieć czasem odwagę pójścia pod prąd powszechnym oczekiwaniom. Tymczasem niektóre placówki wprost się od takiej misji odżegnują: żadnej edukacji, wyłącznie zaspokajanie oczekiwań ludzi. Ale przecież te oczekiwania kształtowane są właśnie m.in. przez domy kultury! I błędne koło się zamyka. Wskaźnik tak zwanej oglądalności zdegradował już i sprowadził na przeraźliwie niski poziom telewizję publiczną. Analogiczna choroba dotyka też domów kultury i władz gmin, które kierują się głównie tym, co da się przeliczyć na głosy wyborcze.
Nie znaczy to, że gwiazd nie należy w ogóle sprowadzać, ale chodzi o proporcje, bo inaczej zapędzamy się w ślepy zaułek, co najwyraźniej widać na przykładzie Dni Gryfina, które od kilku lat zjadają własny ogon (łatwo pogubić się w obliczeniach, który raz występują tam te same gwiazdy).

W edukacji przykład powinny dawać mieszkańcom władze poszczególnych gmin. Ale niestety, w niektórych miastach nie wykazały one żadnego zainteresowania tą ważną międzynarodową imprezą, której były gospodarzem i nawet w ogóle się nie pojawiły. W kilku przypadkach na oficjalnych stronach internetowych miast festiwalowych nie było żadnej wzmianki ani zapowiedzi koncertów. A przecież dla młodzieży internet jest podstawowym źródłem informacji.

Wielu ludzi płaci grube pieniądze za wykształcenie. Ale autentyczne wykształcenie to nie tylko przeczytane podręczniki i zaliczone egzaminy. To także - a może przede wszystkim - poznawanie kultury własnej i innych narodów, obcowanie z odmiennymi tradycjami. Ważną częścią kultury są różne gatunki muzyczne, zwłaszcza takie, które z lokalnych enklaw przeniknęły już dawno do ogólnoświatowej skarbnicy, jak np. flamenco, które było pierwotnie muzyką Cyganów z Andaluzji, a dziś zapełnia sale koncertowe na wszystkich kontynentach. Tę mnogość tradycji najlepiej słychać było w znakomitym koncercie zespołu Polkaholix w Trzcińsku: była tam jak w tabletce multiwitaminy: i muzyka klezmerska (a więc tradycja środkowoeuropejskich Żydów), i turecka, bałkańska, polska, niemiecka, czeska itd. A to wszystko w atmosferze znakomitej zabawy i instrumentalnej wirtuozerii.
Kontakt z tak barwną paletą kulturową potrafi bardzo wzbogacić człowieka, poszerzając jego horyzonty i oswajając obce dotąd światy, które stają się przez to bliższe, a nawet swojskie. I to wszystko festiwal "Wiosna Ludów nad Odrą" oferował za darmo! Mimo to z szansy tej skorzystało niewiele osób.

"Wiosna Ludów..." jest projektem kilkuletnim i za rok ma mieć trzecią edycję. Żeby festiwal udał się lepiej niż dotąd, czeka nas 12 pracowitych miesięcy. Chodzi o pracę nie tylko głównych organizatorów, ale także miejscowych domów kultury, samorządów, szkół. Edukacja kulturalna to proces długi, żmudny i trudny. Bo biesiadne przyśpiewki i popularne przeboje bywają zabawne i miłe, ale gdy tylko do nich ograniczać się będzie nasz kontakt z kulturą, to sami skażemy się na prowincjonalizm i brzydko pachnący zaścianek.
Tekst i fot. Robert Ryss

Czekamy na Państwa opinie w tej sprawie. Czy Chojna, Gryfino, Trzcińsko, Schwedt potrzebują "Wiosny Ludów..."?

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska