Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 17 z dnia 28.04.2009

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Nie taki tygrys wielki
Program Dni Gryfina 2009
Bezrobocie ma spadać
Europejski Szlak Templariuszy. Przystanek Swobnica
Zielin i Banie najlepsze
Budujcie toalety
Tam, gdzie pieprz rośnie (7)
Drugie mistrzostwa didżejów
Sport

Tam, gdzie pieprz rośnie (7)

Metoda na ludowy strój i na kurczaczka
O sposobach komunikowania się z mniejszościami narodowymi Wietnamu opowiada Andrzej Kordylasiński

Kobiety Hmongów są bardzo strojne i - w przeciwieństwie do mężczyzn - dbają o tradycyjny strój i ozdoby
- Na twoich fotografiach widzę ludzi w dziwnych ubraniach. Czy na co dzień tak chodzą?
- To są stroje mniejszości etnicznych, zamieszkujących góry na północy Wietnamu.
- Nawet kilku mniejszości. Odróżniałeś ich?
- A jakże! Z kilkoma się "zaprzyjaźniłem". Żyłem przecież wśród nich, a przed wyjazdem w ten rejon studiowałem ich stroje i zwyczaje w muzeum etnologii w stolicy - Hanoi.
- Ci w ciemnych strojach to...?
- To Czarni Hmongowie. Z chojeńskimi gimnazjalistami byłem niedawno na filmie "Grand Torino" z Clintem Eastwoodem. Były wątki o zwyczajach Hmongów, m.in. dlaczego nie patrzą w oczy lub dlaczego nie wolno głaskać dzieci po głowie. Była też odpowiedź, skąd się wzięli w Ameryce. Otóż podczas wojny z USA część Wietnamczyków (w tym m.in. tamtejsze mniejszości narodowe, jak Hmongowie) poparła Amerykanów. Po wojnie, w połowie lat 70. ci, którzy zostali, trafili do komunistycznych obozów reedukacyjnych. Do dziś bywają nieufni.
- A wielu pewnie przemycono do Stanów.
- Właśnie. Długo nikt się o nich nie martwił. Kultywują swoje tradycje, które mają głębokie korzenie. Dla mnie spotkanie z nimi to podróż w czasie.
- Stroje, które przywiozłeś, wyglądają na współczesne. Koszula trochę damska.
- Chodziłem w niej po górach. To stroje Hmongów Kwiecistych - jednego z czterech szczepów. Ludzie przyjaźnie patrzyli na tak wystrojonego, a nawet chwalili. Ale pewnego razu na targu w Sapa przygadały mi kobiety z ludu Czerwonych Dao: "Wszystko kupujesz od Hmongów, a od nas?".
Przewodnik po ryżowych tarasach w górach Hoang Lien
- Po jakiemu gadałeś z nimi?
- Te, które zajmują się handlem, nieźle mówią po angielsku i znają różne kupieckie chwyty. Można od nich ładną, ręcznie robioną rzecz kupić za grosze, ale potrafią też nieobytym turystom wcisnąć torbę wykonaną maszynowo gdzieś w Hanoi.
- I co z tymi strojami zrobisz? Przebierzesz się na Dni Cedyni?
- Właśnie mam konkurs historyczny i będzie okazja je pokazać. To ręczna robota od a do z. Widziałem nawet, jak materiał farbowano w beczkach, jak moczono konopie itd.
- Tak chętnie pokazują swoje rzemiosło?
- Wszystko dzieje się w izbie lub na zewnątrz. Jak mieszkasz tam czy tylko przechodzisz, to widzisz.
- A jak nawiązywałeś kontakty?
- Różnie. Raz, mimo mapy zgubiłem, się w górach na tarasach ryżowych. Wszedłem do chaty i wymieniłem miejscowość, do której chcę iść. Poprowadził mnie Hmong. Mając takiego przewodnika, łatwiej nawiązać po drodze dalsze znajomości.
- Na migi rozmawiacie?
- Porozumienie następuje często poza językiem mówionym. Najważniejsze to wejść w kontakt. Idę przed zmrokiem samotnie, a tu kurczak piska. Myślę: do rana nie przeżyje, bo drapieżnik pożre. Wziąłem go ze sobą. W dłoniach się uspokoił. Zaraz za górą stała chata. Pokazuję z daleka wieśniakom pisklaka, a oni wiedzą, o co chodzi. I nić porozumienia nawiązana.
Rozm. Tadeusz Wójcik, fot. A. Kordylasiński

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska