Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 31-32 z dnia 4.08.2004

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Przystanek Woodstock w Kostrzynie
Teraz szpitala chcą i gmina, i powiat
Rolnicy mogą sprzedawać w Niemczech
Bogate Gryfino
Unijne pieniądze na 750-lecie Gryfina
Templariusze coraz bliżsi
Pasja i wytrwałość
Jarmark Moryński 2004
Mieszkowickie Dni Kultury i Przyjaźni 2004
Kościół Mariacki w pejzażu
Hrabia Mieszko
Papież w Krzywinie

Hrabia Mieszko


- On ma wielkopańskie maniery. Najchętniej żarłby z porcelany i spał w pościeli, oczywiście po uprzednim wytarzaniu się w błocie - mówi Cezary Kujawski - leśniczy z Lisiego Pola. - Jak był mały i trzymałem go w pokoju, to załatwiał się do kuwety. Jednak gdy jej na czas nie wyczyściłem i poczuł zapach moczu, to już jej nie używał, tylko sikał w inne miejsce. Nieraz gdy się zagapiłem i zostawiłem drzwi uchylone do sypialni, to mój Mieszko chrapał w białej pościeli.
Urodził się pechowo, bo w okresie najbardziej niekorzystnym, czyli pod koniec listopada. W tym czasie rodzi się parę procent dzików, a większość przychodzi na świat wczesną wiosną. One mają dużo większą szansę przeżycia. Małego dziczka przyniosła mi pewna pani z Lisiego Pola w grudniu. Akurat były wtedy największe mrozy. Mówiła, że zauważyła go obok drogi w pobliżu młyna przy miejscowości Graniczna. Maleństwo było już prawie zamarznięte, bo wtedy nocą temperatura spadła do - 15 stopni. Wzięła go do domu, ogrzała i próbowała nakarmić mlekiem. Dziczek był tak mały, że dziecięce smoczki były za duże i trzeba było "pożyczać" od lalki Barbi. Maluch nauczył się pić, ale miał taki apetyt, że trzeba było go karmić co godzinę. Pani powiedziała, że jest wykończona i nie daje sobie rady, więc zgłosiła się do mnie po pomoc. Nie miałem więc wyjścia i przygarnął sierotę, boć to przecież mój podopieczny - mieszkaniec lasu.
- Oj, dał mi popalić - mówi dalej z rozbawieniem pan Cezary. - Mieszko (takie dostał imię) nie przejmował się tym, czy jest dzień, czy noc, tylko co dwie godziny kwiczał wniebogłosy i chciał mleka. Potem od znajomego dowiedziałem się, że krowie mleko było za chude i dziczek szybko głodniał. Lepszy byłby pokarm od kozy. Gdy już wykończył mnie prawie na amen, to wpadłem na pomysł, żeby nie karmić go smoczkiem, tylko wlewać mleko do garnka. Maluch jednak nie umiał pić i robił się cyrk, bo pociągał nosem i płyn wpadał nie do tej dziurki, co trzeba. Z czasem nauka nie poszła w las i szło mu coraz lepiej. Gdy już podrósł, wcinał wszystko i kłopoty z karmieniem się skończyły. Teraz przepada za kiełbasą dla psów, bardzo lubi jabłka, a z ziaren najbardziej odpowiada mu kukurydza. Mieszko jest bardzo towarzyski i niezwykle przyjaźnie nastawiony do ludzi. Gdy przychodzę z pracy, to biega wokół ogrodzenia jak pies i merda ogonkiem. Gdy widzi, że zapalam samochód i wyjeżdżam, to wpada w taką złość, że nieraz rozwala budę, w której śpi. Gdy jestem na podwórku, to wypuszczam go z zagrody luzem, a on chodzi za mną jak psiak. Brałem go też do lasu. Bardzo lubi jeździć samochodem. Nie mogę swego fiacika zostawić otwartego, bo w mgnieniu oka pakuje się do środka - opowiada C. Kujawski.
- Co będzie dalej z Mieszkiem? - pytam leśniczego.
- To już jego wybór - odpowiada. - Gdyby to była loszka, to już pozostałaby na zawsze, ale z samcami bywa inaczej. Zazwyczaj odchodzą po uzyskaniu pełnej dojrzałości płciowej. Teraz to jest jeszcze mały pieszczoch i "panienki" go nie interesują. Uwielbia, gdy się go głaszcze i łaskocze po brzuchu. Obawiam się, że największym zagrożeniem dla niego będzie brak dystansu do ludzi. To go może szybko zgubić, bo z poszukiwaniem pokarmu mógłby sobie poradzić. Jeszcze nie wiem, co dalej postanowię. Sądzę jednak, że pewnego razu pójdziemy we dwójkę do lasu i hrabia Mieszko pokiwa mi na pożegnanie ogonem.

Tekst i fot. Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska