Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 31-32 z dnia 4.08.2004

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Przystanek Woodstock w Kostrzynie
Teraz szpitala chcą i gmina, i powiat
Rolnicy mogą sprzedawać w Niemczech
Bogate Gryfino
Unijne pieniądze na 750-lecie Gryfina
Templariusze coraz bliżsi
Pasja i wytrwałość
Jarmark Moryński 2004
Mieszkowickie Dni Kultury i Przyjaźni 2004
Kościół Mariacki w pejzażu
Hrabia Mieszko
Papież w Krzywinie

Pasja i wytrwałość


Dwa tygodnie temu w dość obszernym reportażu opisywałem Międzynarodowe Integracyjne Spotkanie Osób Niepełnosprawnych w Rynicy (gm. Widuchowa). Potem w telewizyjnej "Arce" miałem okazję zapoznać się bliżej z sylwetką niezwykłego człowieka - głównego organizatora imprezy Jerzego Chrabeckiego z Wiednia. Chociaż podczas pobytu w Rynicy rozmawiałem z nim, to jednak odczuwałem pewien niedosyt, bo wciąż trapiła mnie myśl: Skąd u naszego rodaka tyle energii, zapału i chęci działania? Działania, za które nie można oczekiwać zapłaty, wyróżnień i pochwał.
Ponieważ J. Chrabecki przebywał jeszcze na urlopie w naszym kraju, postanowiłem spotkać się z nim ponownie, aby poznać motywy jego aktywności i ocenić nowe pomysły, które zamierza realizować. Sądzę, że podczas naszej dwugodzinnej rozmowy udało mi się znaleźć na niektóre pytania odpowiedź.

Pan Jerzy jest emigrantem z okresu "Solidarności". Ukończył Politechnikę Szczecińską - Wydział Transportu Morskiego. Przez wiele lat pracował w szczecińskim porcie. Po wyjeździe do Austrii w 1981 roku przeszedł drogę podobną do tysięcy Polaków: obóz dla uchodźców, mozolna nauka języka, uporczywe poszukiwanie dorywczej pracy. Po kilku latach - mała stabilizacja i życie od nowa.

Los tak zrządził, że otrzymał stałą pracę z osobami niepełnosprawnymi. Kto by wówczas pomyślał, że inżynier z politechnicznym wykształceniem stanie się społecznikiem, osobą oddaną bez reszty idei integracji ludzi niepełnosprawnych umysłowo ze społeczeństwem? Gdy zapytałem, czy z perspektywy czasu nie żałuje tych lat pracy, szczególnej pracy, niezwiązanej z wyuczonym zawodem, p. Jerzy bez wahania odpowiada:
- Absolutnie nie. Sądzę, że to było moim powołaniem. Gdybym jeszcze raz miał taki wybór, to zrobiłbym to samo.
Wyjaśnia dalej, dlaczego tak mocno pochłonęła go idea organizowania biegu sztafetowego dookoła Europy.
- Jej celem było wyjście osób niepełnosprawnych do społeczeństwa, "wymuszenie" kontaktów, przełamanie barier niechęci, pokazania ludziom rzeczywistego obrazu osób z upośledzeniem umysłowym. Pokazaliśmy się w setkach małych i dużych miejscowości w Europie, przekonaliśmy wielu, że niepełnosprawnych nie trzeba się bać, że są to współobywatele naszej społeczności. Uczestnicy sztafety mają natomiast ogromną satysfakcję z udziału w tej imprezie. Podnoszą swoją kondycję fizyczną, rozwijają odwagę, pewność siebie, zawierają znajomości, poznają świat. Tak planuję nasze etapy, że witają nas tłumy. Organizuję sztafetę na początku maja, gdy jest dużo różnorodnych imprez. Mamy honorowe patronaty prezydentów państw. Byliśmy dwa lata temu na audiencji u papieża, gdy kończyliśmy czwartą sztafetę w Watykanie. Podczas biegu przyłączają się do nas burmistrzowie, prezydenci miast, znane osobistości. Dotychczas po 6 etapach przebiegliśmy ponad 7 tys. km, a w dalszym planie mamy kolejne 5 etapów. Zamierzamy za trzy lata dotrzeć do Kręgu Polarnego i być może przepłynąć do Islandii.
Chcę przy okazji uściślić stwierdzenie, jakie padło podczas pańskiej rozmowy z ust jednego z opiekunów, że nieraz sypialiśmy na betonie. To się kiedyś zdarzyło, ale pod spodem były dmuchane materace. Obecnie wszystko jest tak dograne, że chociaż z reguły nie nocujemy w hotelach, to warunki są dobre.
- Oprócz sztafety organizuje Pan dwie inne sportowe imprezy dla niepełnosprawnych. Jest to specjalny dziesięciobój (decathlon) i obecnie, po raz pierwszy w tym roku, Polonijne Igrzyska Osób Niepełnosprawnych. Czy nie za dużo tych przedsięwzięć? Jak Pan sobie radzi?
- Lubię nowe i trudne wyzwania. Na razie mi to wychodzi. Najpierw wszystko planuję, testuję, a potem działam. Muszę dodać, że mam ogromne wsparcie ze strony żony Justyny. Dużo mi pomaga. Nie podjęła pracy zawodowej, żeby wszystko było dograne. Jeździ ze mną na wszystkie imprezy. Jest wolontariuszką w Caritasie. Ja też obecnie pracuję zawodowo nie w pełnym wymiarze godzin, żeby mieć więcej czasu.
- W Pana działaniach widać wiele akcentów sportowych. Czy osoby niepełnosprawne odczuwają satysfakcję z sukcesu sportowego? Mają świadomość tego sukcesu?
- Mają ogromną satysfakcję. Potrafią się cieszyć. Największą nagrodą jest dla nich uznanie, pochwała z mojej strony czy innych osób. Konkurencje w dziesięcioboju są takie, że każdy, niezależnie od swojej ułomności, osiąga sukces. U nas nie może być porażki. Moje związki ze sportem zaczęły się w Szczecinie. W młodości byłem niezłym biegaczem, zdobywałem mistrzostwa województwa. Trenował mnie słynny zawodnik, a potem trener Edmund Potrzebowski.
- A to już dla mnie zupełna nowość. Czy mógłby Pan przybliżyć ten okres?
- Trenowałem w AZS Szczecin biegi średnie. Był to okres świetności lekkiej atletyki w Szczecinie - czasy Maniaka, Lewandowskiego i innych sław. Mam satysfakcję, że jeszcze do tej pory nie wypadłem z tabel najlepszych zawodników naszego regionu.

Rzeczywiście, odnalazłem wyniki mojego rozmówcy. Równo 40 lat temu J. Chrabecki w biegu na 800 m uzyskał bardzo dobry czas 1:52,3 sek, co w tabeli wszech czasów daje mu 29. miejsce. Zajmuje on też wysoką pozycję w biegu na 1000 m i 400 m ppł.

Pan Jerzy za rok odchodzi na emeryturę. Jednak należy sądzić, że w jego aktywnym życiu niewiele się zmieni. Już się cieszy, że będzie miał więcej czasu na realizację swoich pomysłów. Chce rozkręcić Polonijne Igrzyska Niepełnosprawnych. W tym roku wysłał 48 zaproszeń do polskich ambasad i konsulatów na całym świecie. Odzew nie był imponujący, lecz z czasem na pewno wszystko się rozkręci. Tak bywało z każdą inicjatywą. Na przyszły rok już zaplanował Światowy Dzień Rodziców 23-25 czerwca w Dąbrowie Górniczej. To nowe przedsięwzięcie, dla uhonorowania wszystkich rodziców - żyjących i nieżyjących, biologicznych i przybranych, znanych i nieznanych. Idea jest piękna, a program rozpracowany w szczegółach.
Aktywność J. Chrabeckiego jest niezwykła. Przebywając w czasie urlopów w Rynicy (stąd pochodzi żona Justyna), zdołał już zorganizować dwa spotkania przedwojennych mieszkańców tej miejscowości. Zdobył adresy, rozesłał zaproszenia, zorganizował dwudniowe spotkania. Mówi: - To było dla nich wielkie przeżycie. Dotychczas przyjeżdżali pojedynczo, nieśmiało zaglądali do kościoła, odnajdowali znane im z dzieciństwa zakątki. Na drugie spotkanie przygotowaliśmy im niespodziankę. Udało nam się odtworzyć część przedwojennego cmentarza. Odkryliśmy kilkanaście grobów, odnaleźliśmy nagrobki, krzyże. Gdy to zobaczyli, to niektórzy się rozpłakali. Teraz już przy każdym spotkaniu będzie część uroczystości na cmentarzu. Za rok szykujemy im kolejną niespodziankę. Zamierzam obok tej słynnej mapy Europy namalować na ścianie (odtworzyć ze zdjęć i widokówek) piękny rynicki pałac, który został rozebrany tuż po wojnie. Uporządkowaliśmy też miejsce przy wielowiekowym dębie, który był ozdobą dawnego parku.

Rozm. i fot. Tadeusz Wójcik

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska