Transodra Online
Znajdziesz nas na Facebooku
„Gazeta Chojeńska” numer 03 z dnia 16.01.2007

Prezentujemy tu wybrane teksty z każdego numeru.
Wszystkie artykuły i informacje znajdują się w wydaniu papierowym.
Wielkie kwestowanie
Nowa przychodnia musi powstać do 2008 roku
Order Lenina I klasy
Uczeń potrzebuje autorytetu
Wypełnić ostatnią wolę
Nazwiska się odmieniają!
Obrachunek Hermesa
Gmina daje Odrze szokująco dużo

Uczeń potrzebuje autorytetu

Pod koniec minionego roku próbowaliśmy na naszych łamach przeprowadzić dyskusję o kryzysie wychowawczym polskiej szkoły i metodach proponowanych przez ministra Giertycha. Najsmutniejszym, ale wymownym komentarzem kondycji naszej oświaty jest fakt, że w dyskusji wzięło udział jedynie dwoje byłych nauczycieli (inicjujący dyskusję redaktor Tadeusz Wójcik - nr 46 i 50) i Saba Keller z Widuchowej (nr 49). A przecież powiat gryfiński tak mocno nasycony jest szkołami i nauczycielami! Okazuje się jednak, że w najistotniejszych kwestiach dotyczących swej pracą nie potrafią oni niczego sensownego powiedzieć.

Jest to dobitną ilustracją faktu, który w dyskusji dwojga dotychczasowych polemistów nie był uwypuklony: szkoła i nauczyciele nie stanowią autorytetu: ani dla społeczeństwa, ani dla rodziców, ani - co najgorsze - dla uczniów. A nie ma wychowania bez autorytetów. Nie należy mylić tego z autorytarnością ani represyjnością, bo to z prawdziwym autorytetem nie ma nic wspólnego.
W moim uczniowskim życiorysie najbardziej utkwiła mi w pamięci polonistka z liceum: cicha, spokojna, nigdy nie podniosła głosu, tym bardziej nie użyła przemocy fizycznej, była zawsze na lekcjach jak gdyby trochę nieobecna duchem. Mimo to dla nas - uczniów - była zdecydowanie największym autorytetem spośród wszystkich innych nauczycieli, którzy bezskutecznie i z poczuciem słabo ukrywanej bezradności szafowali na prawo i lewo ocenami niedostatecznymi czy uwagami w dzienniku. Do dziś nie wiem do końca, na czym polegała tajemnica sukcesu mojej polonistki. Wiem tylko, że była dla mnie jedynym nauczycielem, stojąc przed którym po prostu głupio mi było nie umieć - otrzymana ocena miała drugorzędne znaczenie. Ta kobieta była dla nas kimś! Ufaliśmy jej wiedzy, wrażliwości, podziwialiśmy jej szerokie horyzonty i byliśmy wdzięczni za przybliżanie nam rzeczy daleko wykraczających poza program. I nigdy u niej na lekcjach nie rozrabialiśmy. Nasz respekt był bardzo duży, choć w ogóle nie opierał się na strachu przed karą, przed wyśmianiem czy upokorzeniem. Dokładnie zapamiętałem, jak kiedyś jednym niemym spojrzeniem przywołała mnie do porządku, choć w jej oczach nie było żadnej groźby, nagany czy kpiny, a raczej żal i informacja: "czuję się przez ciebie zawiedziona".

Gdzie są elity?
Autorytety i wysokie standardy moralne od tysiącleci wyznaczane były przez elity, które są konieczne każdemu społeczeństwu, także demokratycznemu. Tymczasem od lat, a od miesięcy z ust najwyższych polskich dostojników słyszymy, że to nasze elity są winne całemu złu w kraju. A więc trzeba je zniszczyć. Zresztą niszczenie autorytetów zaczęli ci, którzy dzisiaj najgłośniej lamentują nad ich upadkiem. Przypomnę tylko niesławną "wojnę na górze", rozpętaną na początku lat 90. przez Lecha Wałęsę i braci Kaczyńskich. Symbolem tych działań pozostaje do dziś żenujący moment, gdy prezydent Wałęsa chciał sprawić lanie sędziwemu Jerzemu Turowiczowi - wówczas wielkiemu polskiemu autorytetowi.
Dzisiaj najtęższe umysły naukowe podpisują petycję domagającą się odwołania wiceministra edukacji za poglądy rodem z najgłębszego ciemnogrodu (o teorii ewolucji, o świecie, o tolerancji). A jego szef - sam minister Giertych - wcale nie odżegnuje się od takich poglądów. Dla dużej części młodzieży jest antyautorytetem, choćby wskutek swych korzeni i wygłaszanych opinii.
Trudno o dobitniejszą ilustrację niezwykle chorej obecnej sytuacji: jak minister ma być autorytetem dla podległych mu nauczycieli, a tym bardziej dla uczniów, skoro zachowuje się jak nieuk?

Po co uczeń ma się uczyć?
Dlaczego nauczyciel nie jest dla uczniów autorytetem? Wcale nie dlatego, że czegoś nie wie. Dobry nauczyciel nie tylko nie ukrywa, że czegoś nie wie, ale nawet okazuje niekłamaną radość, gdy może się czegoś dowiedzieć od uczniów. Dlatego dopuszcza do dyskusji z nimi i szanuje ich zdanie. Ale na jedno pytanie każdy nauczyciel musi swym uczniom potrafić odpowiedzieć bardzo konkretnie: "Po co się uczyć?". To wbrew pozorom wcale niełatwe pytanie i - pomijając sztampowe odpowiedzi (np. bo trzeba, bo to ważne i potrzebne, bo bez nauki człowiek nie ma przyszłości itp.) niewielu nauczycieli sobie z nim radzi. W Polsce jest to tym trudniejsze pytanie, że przecież wraz z wykształceniem nie idzie w parze wyższe wynagrodzenie za pracę. Mimo to jestem głęboko przekonany, że istnieją sensowne i przemawiające nawet do niezbyt pojętnego ucznia odpowiedzi.

Nauczyciel może dawać uczniom przykład w różny sposób, nie tylko na lekcjach, ale także np. budując lokalną elitę poprzez udział w publicznych debatach, aktywne uczestnictwo w życiu kulturalnym swej miejscowości czy regionu. Niestety, jak do tej pory typowy nauczyciel najczęściej daje przykład negatywny, gdy zamiast przyjść na koncert lub wystawę, ogląda w telewizji seriale.

Powyższe refleksje to tylko strzępki przemyśleń, a nie jakieś gotowe recepty. Nauczyciel typu mojej licealnej polonistki nie rozwiąże wszystkich problemów wychowawczych w polskich szkołach, ale jest dobrą ilustracją, że prawdziwy autorytet, którego tak dzisiaj uczniom brakuje, nie może być oparty na strachu. Dyscyplina jest niezbędna, ale sama dyscyplina - wbrew pozorom i wbrew jej gorącym zwolennikom - to środek bardzo doraźny i zawodny. Dowodem jest często przytaczany przykład wojska, a więc instytucji opartej w najwyższym stopniu na dyscyplinie. Jednak wcale nie zapobiega ona głębokim patologiom, które głęboko wrosły w wizerunek armii, jak np. zjawisko tzw. fali, które - co ciekawe - przeniosło się też do szkół, którym podobno dyscypliny brakuje. Głośny dramat w gdańskim gimnazjum, zakończony samobójstwem uczennicy, według mnie był owocem tych wojskowych i żołdackich wpływów i obyczajów, a nie nadmiaru demokracji.

W kwestii wychowawczej skuteczności szkoły na pewno można dorzucić jeszcze źle ukierunkowaną edukację nauczycieli, którzy za mało mają na studiach zajęć warsztatowych, uczących rozwiązywania w praktyce konkretnych problemów z uczniem, ale także i z samym sobą. A często po prostu też nie mają na uczelni autorytetów - i smętne koło się zamyka. W chocholim tańcu poruszają się razem uczniowie, nauczyciele, rodzice, dyrektorzy, wizytatorzy, kuratorzy, ministrowie.
Robert Ryss

do góry
2020 ©  Gazeta Chojeńska